Obszerny list prof. dr. hab Michała Romanowskiego, profesora w Instytucie Prawa Cywilnego WPiA Uniwersytetu Warszawskiego, a w latach 2006-2015 członka Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, jest komentarzem do artykułu dr. hab. Jacka Barcika („No i niektóre personalia już poznajemy, ujawniają się kandydaci do SN„) poświęconego ogłoszeniu przez dr. hab. Arkadiusza Radwana o aplikacji do Sądu Najwyższego. Redakcja, uznając, że temat w obecnych okolicznościach jest doniosły, postanowiła przedstawić uwagi prof. Romanowskiego w formie artykułu.
Rozpoczęła się procedura wyłaniania kandydatów do Sądu Najwyższego. Lista kandydatów jest wciąż niejawna. Jako pierwszy ujawnił się znany krakowski prawnik Pan dr. hab. Arkadiusz Radwan składając oświadczenie na facebooku. Moim celem nie jest dokonywanie oceny decyzji dr. hab. Arkadiusza Radwana. W demokratycznym państwie prawa każdy ma prawo dokonywać takich wyborów jakie uznaje subiektywnie za słuszne. Do kilku refleksji skłania jednak upublicznione przez dr. hab. Arkadiusza Radwana uzasadnienie, którym kierował się. Wiąże się to z osobą Pana dr. hab. Arkadiusza Radwana, który ponad wszelką wątpliwość jest osobą spełniającą najbardziej rygorystyczne kryteria merytoryczne z zakresu wiedzy w dziedzinie prawa prywatnego na sędziego Izby Cywilnej SN. Jest on ponadto aktywnym działaczem i publicystą w dziedzinie organizacji wymiaru sprawiedliwości, szkolnictwa wyższego i edukacji prawniczej. Podsumowując, jest to wybitny ekspert prawny rozpoznawalny na arenie międzynarodowej w dziedzinie prawa handlowego, aspirujący do wywierania wpływu na kształtowanie się poglądów i opinii społeczeństwa, władzy i opozycji. Jego wybory jako wyróżniającego się przedstawiciela świata nauki z natury rzeczy mogą, są i powinny być komentowane w społeczeństwie obywatelskim.
Przyznam, że najbardziej niezrozumiałe dla mnie jest to dlaczego ujawnienie faktu kandydowania do SN dr hab. Arkadiusz Radwan nazywa jako akt osobistej odwagi. Wszak w demokratycznym państwie prawa osoby, które ubiegają się o pełnienie funkcji publicznej godzą się na jawność rezygnując w tym zakresie z prawa do prywatności (prawa do zapomnienia). Skład władz w demokratycznym państwie prawa, w tym SN, jest przecież jawny. Niejawne bywają w przypadkach określonych ustawą posiedzenia sądowe, a nie skład orzekający.
Pan dr hab. Arkadiusz Radwan uzasadnia nazywanie swojej decyzji aktem odwagi obawą przed krytyką środowiska prawniczego. Nie rozumiem także tego argumentu. Po pierwsze, aktem odwagi określa się zazwyczaj działanie wbrew władzy, a nie legitymizujące koncepcje władzy. Znane jest powiedzenie Cycerona „Cedant arma togae” („Niechaj zbroja ustąpi przed togą”), które wyraża bezsilność prawa przed siłą władzy, a nie odwrotnie. Po drugie, skutkiem powołania na stanowisko SN jest osiągnięcie korony zawodów prawniczych w SN, a więc najbardziej prestiżowego stanowiska dla prawnika. Ze stanowiskiem tym wiąże się formalna nieusuwalność z urzędu, relatywnie wysokie wynagrodzenie oraz odpowiedzialność za wydawane orzeczenia w zasadzie tylko przed Bogiem i historią. Sędzia SN ma moc wydawania orzeczeń ostatecznych mimo, iż jak każdy człowiek jest omylny. Co do obawy przed oceną środowisk prawniczych, to każdy kto kandyduje na najwyższe stanowisko we władzy sądowniczej musi stawić czoła ocenie tych środowisk. To nie jest akt odwagi, ale naturalna kolej rzeczy. Środowiska prawnicze – przy wszystkich swoich wadach – są zróżnicowane światopoglądowo i ważą różne racje, czego dowodzi historia postaw środowiska prawniczego wobec różnych partii rządzących od początku lat 90-tych XX wieku. Środowiska prawnicze popełniają też błędy i są poddawane publicznej krytyce. Jest to kwintesencja demokracji i społeczeństwa obywatelskiego.
Pan dr hab. Arkadiusz Radwan twierdzi, że powołanie w skład Izby Cywilnej SN pozwoli mu na kontynuowanie dotychczasowych wysiłków na rzecz reformy ustroju państwa i wymiaru sprawiedliwości oraz przyczyni się do osiągnięcia kompromisu między partiami, które zmieniają się u sterów rządów. Nie rozumiem także tego argumentu. Wszak rolą sędziego, w tym sędziego SN, nie jest prowadzenie dialogu z partiami politycznymi i władzą oraz osiąganie kompromisów, ale wydawanie orzeczeń zgodnych z konstytucją i ustawami. Wymaga tego niezawisłość, niezależność i bezstronność sędziego, który sądzi także władzę wykonawczą, parlamentarną i sądowniczą. Jeżeli dr hab. Arkadiusz Radwan chce działać na rzecz kompromisu pomiędzy partiami zmieniającymi się u sterów władzy, to stanowisko sędziego SN w Izbie Cywilnej nie jest właściwą drogą dla osiągnięcia tego celu.
Nie rozumiem także dlaczego Pan dr hab. Arkadiusz Radwan uzasadniając swoją decyzję o kandydowaniu oświadczył, że na pytanie kto jest I Prezesem SN odpowie „soczewica koło miele młyn”. Jest to fundamentalny problem prawny z zakresu prymatu rządów prawa nad rządami ludzi w interesie praw i wolności obywatela, a nie polityczny czy publicystyczny. Sprowadza się do tego czy drogą zwykłej ustawy można skracając wiek emerytalny sędziego doprowadzić do przedterminowego wygaśnięcia kadencji I Prezesa SN określonej konstytucją. Dotyczy to także usunięcia z urzędu sędziego SN innych sędziów, którzy przekroczyli wiek emerytalny na nowo wskazany w ustawie. Nie jest to kwestia tego czy zwykła ustawa może zmieniać wiek emerytalny sędziego SN (bo może), ale czy taka zmiana może działać wstecz wobec I Prezesa SN, a także innych sędziów, którzy zostali powołani na swój urząd przed jej wejściem w życie. Wiąże się z tym ocena w jakich przypadkach prawo może działać wstecz w zgodzie z wartościami konstytucji wskazanymi w jej preambule. Ujmując rzecz bardziej obrazowo, można zasadnie oczekiwać, aby kandydat na urząd sędziego SN ustosunkował się do tego co Mick Jagger powiedział niedawno na koncercie The Rolling Stones w Warszawie, „Polska, co za piękny kraj, jestem za stary by być sędzią, ale jestem dość młody, by śpiewać – powiedział.”. Kryje się w tym przesłanie aksjologiczne dotyczące postawionego przeze mnie problemu prawnego. Jeżeli kandydat na stanowisko w SN dokonuje w takiej sprawie uniku, możemy dojść do tego, że za rzecz normalną będzie uznawane, iż wiek emerytalny sędziów SN – w zależności od potrzeb – będzie ustalany np. na poziomie 40 czy 45 lat.
Aby nie było wątpliwości, uważam – będąc od kilkunastu lat profesorem praktykującym w sądach jako adwokat, że wymiar sprawiedliwości wymaga reformy (być może głębokiej), w tym w sferze mentalnej. Uważam, że sędziowie mogą i powinni być poddawani merytorycznej presji, ponieważ nie są nieomylni. Jednak sądownictwo staje się dla życia każdego obywatela największym zagrożeniem, gdy jest zależne od władzy wykonawczej bez względu na to kto ją sprawuje. Gdy władza sądownicza jest kontrolowana przez władzę wykonawczą nie jest… władzą. Prawo do odwoływania w sposób arbitralny z danej funkcji – bez względu na to, czy jest to funkcja sędziego, członka organu spółki, dowolnego organu władzy czy wreszcie pracownika – jest przecież najdalej idącym środkiem uzależnienia osoby narażonej na odwołanie. Arbitralna wymiana kadry SN przez władzę wykonawczą dotyka samej istoty prawa jednostki do ochrony przed arbitralnym działaniem władzy państwowej, skoro w takiej koncepcji SN staje się de facto instytucją kadrowo kształtowaną przez władzę wykonawczą. Kontroli społecznej nad sądami nie należy mylić z kontrolą kadrową sprawowaną przez władzę wykonawczą i większość parlamentarną. Można oczywiście zastanawiać się, czy istnieją przypadki graniczne, które taką radykalną wymianę kadrową w sądownictwie uzasadniają. Takim przypadkiem są zmiany ustrojowe związane z przejściem z systemu totalitarnego do systemu demokratycznego. W takim przypadku istnieje moralny obowiązek poszukiwania sposobu pozbawienia urzędu sędziego, który służył władzy totalitarnej. Dylematem demokratycznego państwa prawnego jest, jak zgodnie z regułami tego państwa, pozbawić prawa wykonywania zawodu sędziów, którzy służyli władzy wykonawczej, a nie obywatelom. Jest to zawsze dylemat sytuacji nadzwyczajnych wymagający stworzenia koncepcji prawnej, aby bezprawia nie zwalczać bezprawiem. Po tylu latach od 1989 r. dzisiaj nie ma takiego problemu. Jest za to problem z zakresu efektywności, komunikatywności i jakości orzecznictwa. Tak ważne zmiany ustrojowe jak ustrój wymiaru sprawiedliwości nie mogą być jednak przeprowadzane w trybie legislacyjnego blitzkriegu, który w Polsce po 2015 r. staje się normą, gdyż po prostu wzbudzają zrozumiały lęk, a w konsekwencji opory społeczne. Przyczyny pośpiechu przemijają, a błędy popełnione w pośpiechu pozostają. Ze środowiskami prawniczymi trzeba rozmawiać a nie walczyć, ponieważ jest tam wielu bardzo racjonalnie i rozsądnie myślących ludzi dalekich od myślenia kategorią źle pojmowanego interesu korporacji. Osobiście preferuję ewolucję ponad rewolucję. Dla prawa prywatnego, którym zajmuję się naukowo, bycie niewolnikiem wartości, których nośnikiem powinno być prawo, jest warunkiem tego, abyśmy mogli być wolni. Dotyczy to zarówno treści, jak i sposobu dochodzenia do ustalenia treści uchwalanego prawa. Sąd Najwyższy wydaje wiele orzeczeń, które są oceniane pozytywnie i bardzo krytycznie, ale w lipcu 2017 r. i w lipcu 2018 r. nie zdarzyło się nic takiego, co uzasadniałoby błyskawiczną wymianę kadr w SN z pominięciem wartości, jakiej nośnikiem jest konstytucyjne prawo obywatela do sądu, czyli prawo do wyroku wydanego przez niezależnego, niezwisłego i bezstronnego sędziego.
Michał Romanowski