Kilka dłuższych refleksji po wydarzeniach dnia [19 lipca – przyp. red.]:
1. Nie należy załamywać rąk niewielką skalą dzisiejszych protestów w obronie Sądu Najwyższego. Ludzie są na urlopach, zajęci swoimi sprawami, a sam Sąd Najwyższy jest dla niech o wiele bardziej abstrakcyjny niż, o ile w ogóle, najbliższy Sąd Rejonowy. Nadejdzie jeszcze moment, kiedy dynamizm społecznego protestu będzie dużo większy. Nawet PiS będzie zużywał się u władzy. Trzeba go pilnie wypatrywać i cały czas aktywnie wspierać Pierwszą Prezes Sądu Najwyższego.
2. PiS przekroczył już tyle „czerwonych linii”, że dziś nie stała się żadna nieprzewidywalna wcześniej tragedia (co nie znaczy, że nie oglądaliśmy bardzo smutnych obrazków z Sejmu). Zapewne przekroczy w przyszłości wiele następnych, bo do tego pcha go rozwój sytuacji. Ale i tak nas nie pokona. Wystarczy tylko się nie zniechęcać. Czasami, żeby wygrać kampanię, trzeba oddać pole. Tak Rosjanie zwyciężyli Napoleona, a Sowieci Hitlera. W dłuższej perspektywie uchwalenie ustawy o Sądzie Najwyższym tylko pogrąży PiS. Triumfalizm z odniesienia tego sukcesu, a w jego efekcie arogancja i obniżenie już i tak wątłych i powierzchownie udawanych standardów moralnych (vide: skok na kasę państwową) będzie coraz wyraźniej docierał do suwerena.Warto mu pomagać w tym przeglądnięciu na oczy
3. Naiwnością było oczekiwanie, że dzisiejszy dzień będzie kluczowy dla przebiegu demokracji w Polsce. Żaden argument natury prawnej i prawniczej nie trafia do rządzącego ugrupowania. Prymat polityki nad prawem jest w nim absolutnie zakorzeniony. A jeśli tak, to:
4. Instrumenty prawne w obecnej sytuacji wyczerpują już lub już wyczerpały swoją zdolność do rozwiązywania konfliktów społecznych. Pytanie: „jakie prawo”? zastąpiło pytanie: „czyje prawo”?, rozumiane wyłącznie w kategoriach zabezpieczenia interesów rządzącego ugrupowania. Skoro tak, argumenty z prawa, wszelkie finezyjne i subtelne wywody prawnicze tracą na wartości i wywołują jedynie uśmiech na twarzy funkcjonariuszy reżimu. W międzynarodowym prawie konfliktów zbrojnych pokutowała kiedyś sentencja: „Inter arma silent leges” (między bronią milczą prawa). W dzisiejszej sytuacji można ją sparafrazować jako: „Inter ignorantia silent leges”. Prawo milczy wśród niewiedzy albo wśród osób o złej woli, które i tak nie zamierzają go przestrzegać. Rządzący sami podważają legitymizację prawa i relatywizują w społeczeństwie powinność jego przestrzegania. Wynika z tego wniosek, że konieczne trwanie przy legalności, choć niezbędne, nie rozwiąże obecnego problemu. Rozwiązać go może jedynie:
5. Finalité politique, czyli przejęcie reguł gry narzuconych przez PiS. By przywrócić praworządność, rządzące ugrupowanie trzeba „wykończyć” politycznie. Tylko poprzez polityczną, podkreślmy – zgodną z prawem i pokojową, aktywność można odsunąć PiS od władzy. Pierwszym bardzo ważnym testem są jesienne wybory samorządowe. Wszyscy zatroskani stanem państwa prawa powinni w nich uczestniczyć i pierwszy raz pokazać PiS czerwoną kartkę. Powoli trzeba wytrącać im przekonanie, że działają w imieniu suwerena. Każdy człowiek dobrej woli mający alergię do polityki i polityków, powinien jak najszybciej się z nią pogodzić i uczestniczyć w wyborach. W demokratycznym państwie nie ma innej drogi odwrócenia zachodzącego zamachu stanu. Chyba, że przestanie być demokratyczne, ale to już zupełnie inna sytuacja. Każdy głosujący na kandydata z PiS-u, nawet w niewielkiej miejscowości, przykłada rękę do demontażu państwa prawa. Choć to naiwne, rolą opozycji jest przekonanie wyborców, że polityka to jednak jest działalność nakierowana na dobro wspólne, tak jak rolą prawników jest dawanie niełatwego społecznego świadectwa, że prawo jest sztuką czynienia tego co dobre i słuszne (ius est ars boni et aequi).
*Jacek Barcik, dr hab., profesor nadzwyczajny w Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, (Wydział Prawa i Administracji, Katedra Prawa Międzynarodowego Publicznego i Prawa Europejskiego); adwokat