Pismo ósemki sędziów Trybunału Konstytucyjnego wnioskujące o zwołanie Zgromadzenia Ogólnego jest powszechnie znane. Zawiera ono również wniosek o zaproszenie Prezydenta RP, nazwanego „Strażnikiem Konstytucji”, do udziału w tym zgromadzeniu. Losy pisma nie są do tej pory znane.
Oczekiwanie na decyzję trwa. Oby jednak nie ciągnęło się ono w nieskończoność, której znakiem jest przewrócona cyfra 8 czyli ∞. Wywoławszy w ten sposób czas w znaczeniu metafizycznym, poszukajmy w literaturze, czy aby nie ma tam czego, co będzie pomocne, nawet jeśli będzie przestrogą…
Opowiadanie Franza Kafki z roku 1915 zatytułowane „Przed prawem” liczy niewiele ponad dwie strony. Ma ono dwóch bohaterów, jednym jest człowiek pragnący „wejść do prawa”, drugim – strażnik pilnujący bramy, za którą znajduje owo prawo. Już na samym wstępie odźwierny zakomunikował petentowi, że „na razie” nie może pozwolić mu na wejście, ale tamten niezrażony zaraz dopytuje, czy później tak. Odpowiedź była całkiem zadowalająca: „To możliwe – mówi strażnik – ale teraz nie”. Z opisu wynika, że brama „stoi otworem”, wobec czego nie dziwota, że człowiek próbuje jakoś a to wniknąć, a to zerknąć do środka. Strażnik jednak go napomina, że tam w głębi są jeszcze inni strażnicy, a każdy coraz to potężniejszy; o sobie mówi skromnie, niemal zakłopotany, że jest pośród nich najniższy. Dalej następuje już relacja z kolejnych zabiegów człowieka, który od swego zamiaru bynajmniej nie odstąpił, i co rusz albo zagadywał strażnika albo się weń bacznie wpatrywał. Nie bez znaczenia stał się pojednawczy gest pilnującego, który podsunął człowiekowi zydelek, by z niego skorzystał. Coś takiego powinno raczej zapowiadać bliski – ma się rozumieć: dobry – finał sprawy, tymczasem dowiadujemy się z zaskoczeniem, że od tej pory człek ów „siedzi tam dniami i latami”. Towarzyszymy mu jako czytelnicy – razem z nim tracimy siły, wyzbywamy się różnych przedmiotów wręczanych strażnikowi, by go obłaskawić, które tamten, owszem, bez ceregieli bierze tylko po to, aby – wedle jego własnych słów – dać poczucie ofiarodawcy, że wykorzystał wszystkie sposoby. Czas biegnie – a my nieodmiennie czuwamy pod bramą, całkiem już zapomnieliśmy, że oprócz naszego są jeszcze jacyś inni strażnicy, rzekomo równie nieprzystępni, a może nawet groźniejsi, aż tu się okazuje, że koniec jest blisko. Nie koniec sprawy, ale życia…
Dzień ostatni. Słabnący człowiek wzywa ku sobie strażnika i zadaje mu ostatnie pytanie, takie, które mu wcześniej nigdy nie przyszło na myśl, pyta mianowicie czemu „przez te wszystkie lata nikt inny poza mną nie domagał się wejścia?”. Strażnik odpowiada głośno, bo tamten już ledwo słyszy, że, faktycznie, nikt nie mógł się tam pojawić: „to wejście było przeznaczone tylko dla ciebie”. Jakby tego nie dość – jego finalna kwestia brzmi: „Teraz odchodzę i zamykam je!”. Nie słychać nawet dźwięku rygli, nie wiadomo, czy w ogóle były. Schluß…
A nasza sprawa? Pozostaje nadzieja, że będzie inaczej. Że znajdzie się wyjście, że Strażnik…
Marian Sworzeń
ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”