Siedemnaście lat orzekania w pionie karnym dało mi pewną wiedzę o naszej prokuraturze. Kilka refleksji, oderwanych od bieżącej rzeczywistości prawno-ustrojowej.
Prokuratura jest bardzo specyficznym, w moim przekonaniu mocno nieprzyjemnym miejscem do pracy. Iście feudalne stosunki (a raczej absolutystyczny styl) były tam zawsze. Szef jednostki zawsze wiedział lepiej i zawsze miał rację. Zawsze bardzo łatwo (zbyt łatwo) można było podpaść. Strona, petent niezadowolony z decyzji prokuratora pisze skargę, wszczynane jest postępowanie wyjaśniające, prokurator musi się tłumaczyć. Znajomi, którzy z prokuratury przeszli do sądu, nadziwić się nie mogli, że można pracować spokojnie. Że przełożeni zamiast straszyć, mogą zajmować się korespondencją pozaprocesową z petentami. I do tego jeszcze jedno, w prokuraturze zawsze (dzisiejsze czasy stanowią jedynie rozwinięcie ugruntowanej praktyki) niezwykle łatwo było wszcząć postępowanie dyscyplinarne. Wystarczyło, że punkt widzenia przełożonych się zmienił, lub sami przełożeni się zmienili.
Prawo karne generalnie jest powszechnie obowiązujące, ale pewne instytucje tego prawa nie przyjęły się w prokuraturze. Nie znam badań na ten temat, ale każdy praktyk zgodzi się ze mną, że postanowienie prokuratora o umorzeniu postępowania z uwagi na to, że społeczna szkodliwość czynu jest znikoma, jest niezwykłą rzadkością, tego się normalnie nie spotyka. Kiedyś jeden z prokuratorów wyznał, mi że za umorzenia na znikomość to u nich są dyscyplinarki. (przepraszam za naiwność: a w jakim trybie ???). Inny przykład. Przepis art. 62 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii przewiduje trzy postacie przestępstwa posiadania narkotyków: zwykłe, znaczną ilość i wypadek mniejszej wagi. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć aktu oskarżenia, w którym prokurator zakwalifikowałby jakiekolwiek posiadanie, choćby pół grama marihuany jako wypadek mniejszej wagi. Sąd może sobie kwalifikację zmienić na wypadek mniejszej wagi, ale nie prokurator.
Kolejna sprawa. Prokurator jest (winien być) rzecznikiem interesu społecznego, publicznego. Ma prawo do odstąpienia od oskarżenia na rozprawie. W przeciwieństwie do jednostronnie zorientowanego obrońcy (który z zasady może działać jedynie na korzyść oskarżonego) może działać tak na niekorzyść jak i na korzyść oskarżonego. Ale praktyka jest taka, że prokuratorzy do upadłego bronią beznadziejnych spraw, których nie mogą wygrać. Wspiera ich w tym represyjny system zarządzania firmą. Przyznanie się do błędu, przyznanie że oskarżenie nie potwierdziło się na rozprawie, że dowody zebrane w śledztwie zostały podważone przed sądem może rodzić przykre konsekwencje. Taka postawa to jedna z przyczyn przedłużania postępowania w sprawach karnych.
I jeszcze jedno. System organizacji prokuratury, tradycja zarządzania tą instytucją i przepisy sprzyjają odzwyczajaniu się od samodzielnego stosowania prawa, ba nawet od samodzielnego myślenia. Oczywiście nie zawsze i nie wszystkich, ale taka logika systemu jest bardzo wyraźna. Gdy byłem pierwszy raz na sali w pierwszym miesiącu pracy, z przejęciem osądziłem 4 pijanych kierowców. Do głowy mi nie przyszło, żeby cokolwiek konsultować z przewodniczącym wydziału. Parę lat później, pewnej młodej początkującej pani asesor prokuratury trafiła się u mnie pierwsza sesja w życiu. Samodzielne oskarżanie. A tu pech. Sprawa o niepłacenie kredytu posypała się na rozprawie i czuć było, że będzie gol (w żargonie sądowym wyrok uniewinniający). Wykazała charakter, wniosła o uniewinnienie. Ale wcześniej musiała mieć zgodę przełożonych na zmianę stanowiska. Taki system.
Subsydiarne akty oskarżenia nie są tym co sędziowie szczególnie lubią. Ale czasem na sali rozpraw okazuje się, że oskarżyciel miał jednak rację i powinien zapaść wyrok skazujący. W takich sprawach prokurator, który wcześniej dwukrotnie umorzył postępowanie do upadłego broni oskarżonych przed skazaniem, niezależnie od tego co wynika z postępowania sądowego. (wyjątkiem jest tu pewna głośna sprawa z udziałem ministra i jego rodziny). Powód jest oczywisty: w razie wyroku skazującego, prokurator może mieć postępowanie dyscyplinarne, a przynajmniej musi się liczyć z postępowaniem wyjaśniającym ze strony rzecznika dyscyplinarnego.
Ale żeby obraz nie był taki jednostronny powiedzieć trzeba jasno, że także w prokuraturze osoby świetnie przygotowane merytorycznie, niebojące się bronić swego zdania, potrafią wypracować sobie całkiem spory zakres autonomii, bo przecież nie niezależności.
*Autor blogu jest sędzią w jednym ze stołecznych sądów. Publikujemy za jego zgodą.