Wielu postronnych obserwatorów nie zdaje sobie jak wielka była i coraz większa jest władza ministra sprawiedliwości nad każdym prawie aspektem działania sądów.
Zacznę od przykładu z samego dołu struktury. O ile od zawsze do kompetencji ministra należało powoływanie i znoszenie wydziałów w poszczególnych sądach i określanie ich właściwości, o tyle naprawdę nie rozumiem, dlaczego, trzeba aż zgody ministra na powołanie sekcji w ramach sądu. Taka najmniejsza komórka zajmująca się konkretnym rodzajem spraw, to czasem 1 sędzia, niekiedy 2 czy 3 i kilku pracowników. Np. sekcja wykonawcza w ramach wydziału z sędzia odpowiedzialnym za postępowanie wykonawcze (czyli po uprawomocnieniu się wyroku). Albo sekcja postępowania przygotowawczego od rozpoznawania zażaleń na decyzje prokuratora, stosowania i przedłużania aresztu w śledztwie itp. Centralizacja takich decyzji bynajmniej nie służy racjonalności zarządzania. Od decydowania czy sekcja powinna być powołana w danym sądzie rejonowym powinien być prezes sądu okręgowego, który odpowiada za działanie podległych sobie sądów rejonowych. Jakoś nie wierzę, że minister, a raczej jego podwładni sędziowie pałacowi lepiej potrafią ocenić czy sekcja w danym wydziale powinna być powołana.
Sprawa poważniejsza i to znacznie. W Polsce minister sprawiedliwości powołuje i likwiduje sądy, wszystkie, poza SN i NSA. Nie trzeba do tego ustawy, wystarczy rozporządzenie. Tak było wcześniej i tak jest obecnie. Teoretycznie (choć staje się to wizja coraz bardziej realna) minister może w jednym rozporządzeniu zlikwidować wszystkie sądy rejonowe (ponad 300), sądy okręgowe (ok. 45) i sądy apelacyjne (11) i w ich miejsce powołać np. 16 nowych sądów, np sąd regionalny dla Mazowsza, sąd regionalny dla Podlasia itp. Konstytucja pozwala w takim wypadku przenieść w stan spoczynku sędziów dla których nie ma pracy w nowej strukturze. To nie jest science fiction, że przy takiej okazji minister przeniesie 100 czy 150 niewygodnych sędziów, bez względu na wiek, w przymusowy stan spoczynku. Konstytucja gwarantuje w takim wypadku prawo do pełnego wynagrodzenia, ale zapisy Konstytucji jak wiemy są jedynie niezobowiązującą sugestią. Struktura i ilość sądów to poważna sprawa i chyba nie jest przesadą postulat aby było to regulowane specjalną ustawą o strukturze sądownictwa.
A przecież problemów rzeczywistych, systemowych nie brak:
– biegli – weryfikacja ich kompetencji, godziwe wynagrodzenia, terminy sporządzania opinii (np. medycznych)
– marne wynagrodzenia pracowników
– marne często siedziby sądów i ich nietrafiona lokalizacja (Warszawa – 7 lokalizacji sądów, wymyślone chyba w delirium takie cuda architektury jak siedziby SR Wola >z zaprojektowaną przez jakiegoś nadwiślańskiego geniusza wielką salą rozpraw nr 43, bez okien i bez świetlika w suficie, tylko sztuczne światło i sztuczna wentylacja< i SR Żoliborz >projektant zapomniał o miejscu na biuro obsługi klientów< czy kuriozum na skalę krajową SR Mokotów przy ulicy Ogrodowej w dawnej kamienicy, z legendarnie ciasnymi salami rozpraw)
– stabilne mądre i efektywne procedury, bez odbijania się od ściany do ściany ze skrajnymi koncepcjami
Ale pomarzyć to ja sobie mogę…
*Autor blogu jest sędzią w jednym ze stołecznych sądów. Publikujemy za jego zgodą.