Pewna pani znana z tego, że jest znana skierowała prywatny akt oskarżenia przeciwko dyrektorowi muzeum.. Nie, nie będę o tym przypadku pisał. Ale jak już zwracałem uwagę na blogu, dopuszczalność kierowania spraw karnych z prywatnego oskarżenia do sądu jest błędem, a często bywa szaleństwem. Źle się stało, gdy wiele lat temu Trybunał Konstytucyjny uznał, że ściganie na drodze karnej za nadużycie wolności słowa jest zgodne z Konstytucją. Na tej zasadzie każdy każdego może oskarżyć, o ile uzna w swym subiektywnym przekonaniu, że oskarżony go zniesławił, czy znieważył. Stopień emocji, zapiekłości w takich sprawach jest nie do wyobrażenia. Powiem rzecz kontrowersyjną, ale naprawdę o wiele spokojniej (z punktu widzenia sędziów) i bez tylu złych emocji sądzi zabójstwo niż sprawę, że X powiedział brzydko o Y i Y zrobiło się przykro.
Zawsze uważałem, że godziny spędzone na sali rozpraw przy rozpoznawaniu takich spraw są marnowaniem moich kompetencji i pieniędzy podatników. Bo państwo płaci mi za zajmowanie się poważnymi sprawami, a nie głupotami. Nie lekceważę skutków znieważenia czy zniesławienia kogokolwiek, ale proces karny nie jest panaceum na każde niewłaściwe zachowanie.
W dodatku takie prywatne oskarżenie, to bomba z opóźnionym zapłonem, bo zawsze do sprawy może się przyłączyć prokurator, a wtedy sytuacja oskarżonego zrobić się może bardziej stresująca.
Postępowanie w trybie postępowania o ochronę dóbr osobistych zapewnia wystarczające gwarancje dla osoby czującej się pokrzywdzoną. Może coś można by usprawnić, ale z pewnością droga karna nie jest właściwym trybem w jakim powinny być rozpoznawane takie sprawy.
*Autor blogu jest sędzią w jednym ze stołecznych sądów. Publikujemy za jego zgodą.