Po artykule w Tygodniku Powszechnym „Ostatni bastion Macierewicza” wysłałem do nich moją opinię (załączam, ale większość argumentów jest Ci znana). Na razie brak reakcji.[…]
Dlaczego tak wiele osób zgadza się, by na Placu Zwycięstwa stanął „Pomnik Porażki”, upamiętnienie czegoś, co nie ma nic wspólnego z bohaterstwem, ale jest rezultatem bałaganu, niekompetencji oraz braku odpowiedzialności, także ze strony Lacha Kaczyńskiego. Ciekaw jestem, czy ktoś się odważy podjąć o tym dyskusję.
Pozdrawiam
Antek [Antoni Miklaszewski}
Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem świeżo po lekturze 6 numeru Tygodnika z 4 lutego. Artykuł „Ostatni bastion Macierewicza” porusza sprawę przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jako wieloletni (obecnie emerytowany) urzędnik służby cywilnej, zajmujący się przez wiele lat organizacją wizyt zagranicznych, pozwalam sobie dołączyć moja opinię w tej sprawie.
Nie poznamy prawdy o tej katastrofie i nie wyciągniemy właściwych wniosków na przyszłość bez dokładnej analizy dwóch spraw: zachowania Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w ostatniej fazie lotu
i przygotowywania (organizacji) tego wyjazdu przez pracowników Kancelarii Prezydenta.
- Zachowanie Lecha Kaczyńskiego
Uważam, że Lech Kaczyński, wprawdzie pośrednio, ale istotnie przyczynił się do tej katastrofy.
Z dostępnych odczytów zapisów w czarnych skrzynkach sytuacja przedstawiała się następująco. Do Prezydenta Kaczyńskiego dociera informacja o tym, że warunki na lotnisku nie pozwalają na bezpieczne lądowanie. Wysyła wtedy do kokpitu „umyślnego”, dyrektora Kazanę z MSZ. Kapitan informuje, że obecnie nie ma warunków do lądowania i są dwie możliwości, lecieć na lotnisko zapasowe lub pół godziny krążyć nad tym lotniskiem, czekając na poprawę pogody. Dyr. Kazana wraca z tą informacją do Prezydenta. Po 4 minutach pojawia się ponownie w kokpicie i przekazuje, że nie ma jeszcze w tej sprawie decyzji Prezydenta. Wyobraźmy sobie, że zamiast słów „na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy” dyr. Kazana mówi: Pan Prezydent zwraca uwagę, że mamy tak wyjątkowy zestaw pasażerów, iż bezpieczeństwo lotu jest najważniejsze, a pan, panie kapitanie, za to bezpieczeństwo odpowiada. Dla mnie podjęcie decyzji o zgromadzeniu na pokładzie jednego samolotu dowódców wszystkich rodzajów broni, wielu posłów, polityków i innych ważnych osób, a potem, po otrzymaniu sygnału, że sytuacja jest daleka od optymalnej, niepomyślenie o ich bezpieczeństwie to prawdziwe mistrzostwo świata braku odpowiedzialności. Nie znam przypadku, nawet w czasie najbardziej zaciętych konfliktów, by komuś udało się za jednym zamachem wyeliminować dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych, a to zdarzyło się w Smoleńsku.
Wg mnie zachowanie Lecha Kaczyńskiego było modelowym przykładem, jak w takiej sytuacji nie powinien się zachować prezydent, w dodatku zwierzchnik sił zbrojnych. Słowa „nie ma decyzji prezydenta” pokazują, że z jednej strony rości sobie on prawo do podjęcia jakiejś decyzji, a z drugiej strony zwleka z jej podjęciem, bądź nie umie się przyznać, że nie wie, co robić, ale nie zdaje się na decyzję pilota. A samolot się zniża! „Terrain ahead!!!”. Taki przekaz tylko jeszcze bardziej zdezorientował załogę i na pewno nie pomógł jej w podjęciu decyzji o zakończeniu podejścia do lądowania.
Aby w przyszłości uniknąć takiej tragedii wszystkie jej aspekty powinny być starannie rozpatrzone,
i wobec nikogo, w tym samego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nie powinna być stosowana taryfa ulgowa, nawet, jeśli byli oni jej ofiarami. Dlatego katastrofa smoleńska powinna być ponownie przeanalizowana także pod kątem uprawnień dysponenta samolotu, nawet w sytuacji, gdyby był nim zwierzchnik sił zbrojnych, zwłaszcza teraz, kiedy mamy nowe samoloty dla „VIP-ów”, które nie będą pilotowane przez cywilów, tylko przez pilotów wojskowych. Ponieważ taki lot jest lotem dyspozycyjnym, a nie rejsowym to dysponent powinien mieć pewne uprawnienia, niezwiązane z naruszaniem bezpieczeństwa lotu. Jednak w takiej sytuacji uważam, że kontakty VIP-ów z załoga powinny mieć miejsce przez „intercom” i być rejestrowane na czarnych skrzynkach. Taki system z jednej strony rozwiałby wiele niejasności w przypadku konfliktu z załogą (casus gruziński), ale mam nadzieję, że także zwiększałby poczucie odpowiedzialności dysponenta lotu i zmniejszałby prawdopodobieństwo takiej katastrofy, jak w Smoleńsku, która była nie tylko tragedią, ale międzynarodową kompromitacją Polski. Jestem pewien, że gdybyśmy po katastrofie dysponowali nagranymi na czarnych skrzynkach rozmowami w saloniku Prezydenta, to mielibyśmy dowody rzeczowe zamiast hipotez i domniemywań.
- Organizacja wyjazdu przez pracowników Kancelarii Prezydenta
Jak dotąd pracownicy Kancelarii Prezydenta uchylają się od jakiejkolwiek odpowiedzialności, zwalając wszystko na Kancelarię Premiera. Jest to nie tylko zachowanie niegodne, ale zaciemniające dochodzenie do pośrednich, ale istotnych przyczyn tej katastrofy.
To w tym urzędzie zostały podjęte trzy decyzje, mające podstawowy związek z katastrofą i jej rozmiarem, a mianowicie:
• decyzja o wyborze środka transportu,
• decyzja o godzinowym programie uroczystości, zakładającym lądowanie samolotu na nieregularnie używanym lotnisku w takiej porze dnia i roku, kiedy poranne mgły i zamglenia są częstym zjawiskiem oraz
• decyzja o składzie delegacji, podróżującej samolotem,
moim zdaniem wszystkie trzy błędne.
Wizyta Prezydenta Kaczyńskiego nie była wizytą „na zaproszenie strony przyjmującej”, tylko na życzenie strony polskiej. W związku z tym jej ranga protokolarna dla strony rosyjskiej była bardzo niska i znacznie zwiększała wymagania dla strony polskiej na niełatwym terenie Federacji Rosyjskiej. Znacznie bezpieczniejszy byłby wyjazd pociągiem, razem z rodzinami katyńskimi, co byłoby też wspaniałym gestem Prezydenta wobec tych ludzi, a nawet przejazd samochodem i autobusami. Zastrzeżenia można mieć także do programu. Dlaczego nie skorzystano z dobrego przykładu wizyty Premiera Tuska 3 dni wcześniej, który zakładał lądowanie w Smoleńsku koło południa, kiedy prawdopodobieństwo porannych mgieł, które o tej porze roku są częstym zjawiskiem, jest znacznie mniejsze (jak było to widać z przekazu telewizyjnego w dniu katastrofy o ok. 12.00 pogoda była znacznie lepsza, świeciło słońce i widać było niebieskie niebo). Z punktu widzenia bezpieczeństwa najbardziej istotną różnicą między lotem Premiera Tuska a lotem Prezydenta Kaczyńskiego była właśnie pora dnia.
To, że decyzja o zgromadzeniu na pokładzie jednego samolotu wszystkich najważniejszych generałów, wielu polityków, posłów i innych, ważnych dla naszego kraju osób była błędna jest chyba teraz dla wszystkich oczywiste.
Do tej pory nikt nie rozliczył byłych pracowników Kancelarii Prezydenta z tych decyzji. Nie wiemy, w jakich okolicznościach zostały podjęte, jakie argumenty „za- i przeciw” były rozważane, kto i na jakiej podstawie te decyzje podejmował.
Szczegółowa analiza tych decyzji i właściwe wyciągnięcie wniosków ma bardzo istotne znaczenie, zwłaszcza w sytuacji, kiedy już zostały zakupione samoloty dla VIP-ów i najważniejsze osoby w państwie będą znowu latać w samolotach pilotowanych przez wojskowych, a nie pilotów cywilnych. W tej sprawie polecam wywiad z Piotrem Łukasiewiczem, pułkownikiem rezerwy, pilotem, byłym szefem oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych, który ukazał się w „Polska The Times” dwa dni po katastrofie. Poniżej kilka fragmentów tego wywiadu:
„doszukując się przyczyn tej tragedii, ja osobiście sięgnąłbym do momentu planowania wylotu i podejmowania decyzji o jego realizacji”;
„moim zdaniem błąd, jeśli mówimy o błędzie, powstał na etapie planowania. Ponieważ nie uwzględniono wariantu zakładającego, że nie można będzie wylądować w Smoleńsku z powodu pogody”;
„Dlatego już na etapie planowania należało stworzyć plan B”
„W proces planowania tego wylotu zaangażowane były także cywilne instytucje. Sądzę, że zabrakło wszechstronnej koordynacji i popełniono błędy w zarządzaniu ryzykiem, które nie zostało właściwie ocenione.”
„Jeżeli chodzi o kwestie zarządzania ryzykiem w instytucjach państwa czy strukturach wojskowych, to uważam, że ten temat jest w powijakach. Ci, którzy są odpowiedzialni za podejmowanie decyzji, nie mają świadomości istnienia profesjonalnego systemu zarządzania tego typu obszarami i nie podejmują prób minimalizacji ryzyka.”
„Mając na uwadze, że załoga miała na pokładzie wysokich rangą przełożonych, najważniejsze osoby w państwie i świadomość wagi wykonywanego zadania, a nie miała żadnego wsparcia w podjęciu negatywnej decyzji, sądzę, że piloci uporczywie próbowali wykonać zadanie niewykonalne.”
Mam niestety wrażenie, że te bardzo mądre słowa pozostały nadal bez echa i odpowiednich zmian organizacyjnych, w tym wprowadzenia obowiązku przeprowadzania analizy ryzyka już na etapie planowania, i braku możliwości zatwierdzenia programu wizyty bez takiej analizy.
Byłbym bardzo wdzięczny za ocenę mojego tekstu, a także wszelkie, merytoryczne uwagi.
Z poważaniem
Antoni Miklaszewski
Na temat odpowiedzialności L.Kaczyńskiego napisałem już w 2013 r. Tekst opublikowany na prawica.net w dniu 22.12.2013 r. http://www.prawica.net/arch/36751
W swoim tekście poruszył Pan sprawę powszechnie znaną, a mianowicie zgromadzenie na pokładzie jednego lotu dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych i innych ważnych osób. Jest to poważny błąd organizacyjny, za który odpowiadają także pracownicy Kancelarii Prezydenta. Dla mnie jednak kluczowe jest zachowanie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w końcowej fazie lotu. Jak można w takiej sytuacji, mając świadomość, kto jest na pokładzie samolotu i będąc nad terytorium niezbyt przyjaznego państwa, które z całą pewnością na swoim terytorium będzie wszystko rozgrywać po swojemu n ie zwrócić w pierwszej kolejności uwagi na bezpieczeństwo lotu. To wielka plama na życiorysie Lecha Kaczyńskiego, której nawet największy… Czytaj więcej »