Ministerstwo Sprawiedliwości opublikowało długo oczekiwany projekt ustawy naprawczej dotyczącej sądownictwa, z uwagi na udział wadliwej KRS w obsadzie ok. 1/4 aktualnego stanu personalnego wymiaru sprawiedliwości.
(Uwaga: to jeszcze nie załatwia całości problemu, który wymaga nowych ustaw o KRS, Trybunale Konstytucyjnym i Sądzie Najwyższym – ich projekty ugrzęzły w niesprawnej machinie legislacyjno-kohabitacyjnej).
W związku ze skierowaniem projektu ustawy naprawczej do Komisji Weneckiej – podniosły się utyskiwania „po co znów ta Wenecka, ile można?”.
A ja uważam, że bardzo słusznie, ponieważ u nas kompletnie nie docenia się argumentu z placet Komisji Weneckiej wobec krytyki:
- po pierwsze wewnątrzkoalicyjnej (na etapie uzgodnień projektu);
- po drugie, jako argumentu wobec ciągle żywego, a często zakamuflowanego troską o właściwy poziom konstytucyjno-legislacyjny, oporu płynącego z kręgów, środowisk (1/4 stanu sędziowskiego) tych, którzy sanacji mają być poddani.
Dodatkowo krytyka działań Komisji Weneckiej jest obarczona wadą pierworodną.
Otóż występujący u nas krytycyzm wobec już udzielonych opinii Komisji Weneckiej w sprawach wymiaru sprawiedliwości, formułowany przez zwolenników szybszego i bardziej radykalnego „niepatyczkowania się z dotychczasowymi niszczycielami wymiaru sprawiedliwości” wynika. moim zdaniem, z:
- zasadniczego niezrozumienia, że Komisja Wenecka bynajmniej nie optowała za koniecznością indywidualnego, czasochłonnego vettingu (co jej się błędnie przypisuje);
- i z tego, że negatywne oceny opinii Komisji Weneckiej biorą się stąd, iż odnoszą się do tego, że krytycy oczekują od niej podpowiedzi pozytywnej, „jak powinno być”. A Komisja formułuje opinie od strony negatywnej „jak nie może być”, biorąc za punkt wyjścia ten, konkretny akt, który jej przedstawiono.
Dodatkowo, na wszelki wypadek jeszcze, formułuje ona różne kwestie na tym tle – ale ciągle w paradygmacie „czego nie można” (ale to nie jest wyczerpujące, a opinia nie ma charakteru res iudicata).
Natomiast Komisja Wenecka oczekuje, że władze krajowe „wstrzelą się” w okienko tego, co zostaje po tym, czego nie można. Ta technika wynika z zasady poszanowania krajowej swobody regulacyjnej.
W tej sytuacji obecne zwrócenie się do Komisji Weneckiej po opinię jest wyrazem przezorności polityczno-legislacyjnej i zmysłu pragmatycznego, aby „nie nadziać się” na kolejną przegraną koniecznego celu z rewolucyjnymi dobrymi chęciami.
Ewa Łętowska
Opinię Autorka opublikowała wcześniej na swoim profilu FB