Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ogromna, pożałowania godna awantura, dotycząca obchodów oświęcimskich jest kryzysem przede wszystkim komunikacyjnym, który rozwija się i niestety trwa, na wielu poziomach.
Przy czym znów instrumenty i instytucje prawne (MTK, jego akty i procedury, interferencja z aktami MTS) są wykorzystywane jako broń propagandowa. Przesadne reakcje (histerycznych lub nieświadomych) mediów (lub w mediach) temu sprzyjają Hiperbolą jest oskarżenie establishmentu o naruszenie prawa międzynarodowego w sytuacji, gdy idzie o fatalnie sformułowaną i źle rozpowszechnianą uchwałę RM.
Uważam, że środowiska prawnicze zamiast widzieć rzecz we właściwych wymiarach – wyraźnie sprzyjają tej hiperbolizacji przekazu. To wszystko fatalnie wpływa, moim zdaniem, na dyskurs praworządnościowo-sanacyjny.
Aby była jasność: moim zdaniem właściwą odpowiedzią na list prezydenta byłaby odpowiednio obudowana formuła typu: „polskie władze, każda we właściwym zakresie, ściśle przestrzegają swych obowiązków i kompetencji”. To dotyczy przecież też tego, że egzekutywa nie ingeruje w kompetencje sądów, prokuratura ma robić robić swoje, a MSZ – swoje.
Także w dyskursie polemicznym rozróżniałabym informację o stanie prawnym jako takim – od hipotetycznego rozwoju wydarzeń.
Teraz to wszystko jest wymieszane. Sensacyjne czarne scenariusze podkręcają atmosferę. Wychodzi na to, że już obecny establishment przekroczył miarę historycznych poprzedników w łamaniu prawa i międzynarodowych zobowiązań.
A przecież u nas obecnie brak tylko przyzwoitych i kompetentnych, aktywnych rzeczników prasowych, realizowanej z zimną krwią konsekwentnej polityki informacyjnej oraz umiejętności rozróżniania między tym, co w prawie potencjalne i abstrakcyjne, a tym, co już się zrealizowało sytuacyjnie.
Ewa Łętowska
Autorka opublikowała komentarz wcześniej na swoim profilu FB
Zdjęcie Ewy Łętowskiej wykonała Judyta Papp