Niszczenie kolumn zaczyna się zazwyczaj od rozwalania ich zwieńczeń – kapiteli – jednym słowem od ich głów. Polskie sądy – kolumny, na których wspiera się sprawiedliwość – po kampanii złośliwych ataków (inaczej: kalumnii) stały się teraz przedmiotem zabiegów szczególnie niebezpiecznych, wokół ich głów właśnie – do dnia dzisiejszego minister Ziobro odwołał stu trzynastu prezesów i wiceprezesów.
Tym liczbowym wynikiem (acz nie jest to jeszcze ostatnie słowo) minister sprawiedliwości pobił, i to na głowę, resort obrony narodowej, którego szef wymyślił swego czasu uczczenie rocznicy niepodległości Polski przez wystawienie stu kolumn. Teraz, gdy minister obrony odszedł, a jego pomysł nie został (jeszcze) podjęty, warto przypomnieć, że budowanie jest trudniejsze od destrukcji, albo na odwrót – niszczenie łatwiej przychodzi od wznoszenia. A kiedy już w nieunikniony sposób rozmowa zejdzie na ludzkie zachowania i charaktery, zawsze przydadzą się słowa Zbigniewa Herberta z wiersza „Potęga smaku” o odwadze, za którą przychodzi nieraz zapłacić „bezcennym kapitelem ciała – głową”. Bo przecież te wymuszone dymisje nadsyłane faksem (a także ich skutki dla następców i środowiska prawniczego, bliższego i dalszego) to również kwestia smaku…
Wciąż nie znamy sygnatariuszy zgłoszeń kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa. Wspominałem już, że czekają nas niespodzianki, teraz uzupełniam, że również za sprawą ustawodawcy. W artykule 11a pkt. 3 ustawy czytamy, że „podmioty uprawnione” (w tym dwudziestu pięciu sędziów) mogą „złożyć więcej niż jedno zgłoszenie”. Sprowadzając sprawę „ad absurdum” da się z powodzeniem wyobrazić sytuację, że oto dwudziestu pięciu sędziów pracujących na delegacji w ministerstwie – zgodnie z prawem – nie wychodząc przez godzinę z pomieszczenia mogło sporządzić i podpisać kilkanaście zgłoszeń dotyczących innych sędziów, w tym tak samo jak oni delegowanych do Warszawy. Dlaczego więc w ustawie nie było wyższego progu np. wymogu trzystu podpisów (skoro w przypadku zgłoszeń ze strony obywateli, kazano im zebrać aż dwa tysiące)? Ano już tam dobrze wiedziano, że w ministerstwie pomieści się maksymalnie do dwustu sędziów, a szukanie potem brakujących podpisów na pozawarszawskiej prowincji może okazać się nazbyt ryzykowne. W radosnym ferworze tworzenia procedury nie zwrócono uwagi jednak, że nazwiska zgłaszających tak czy inaczej będą kiedyś dostępne do wglądu. To właśnie przeoczenie powoduje, że prócz pozyskania sporej dawki wiedzy o praktykach doboru na ważne stanowiska, dowiemy się również całkiem niemało o… kruchości ludzkiej natury i jej podatności na wpływy. Jeśli zaś zdarzy się całkowicie inaczej, to znaczy – jeśli zgłoszenia będą pochodzić wyłącznie z tzw. terenu, i żaden sędzia nie poprze więcej niż jednego kandydata do KRS, wtedy nazwę swój artykuł kalumnią i publicznie go odwołam
*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – niedawno ukazała się jego nowa książka pt. „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”