11 października „Rzeczpospolita” opublikowała artykuł Pawła Rochowicza poświęcony porównaniu stanowisk poszczególnych partii, biorących udział w tegorocznych wyborach, wobec istotnych zagadnień praworządności, prawa i instytucji prawa w Polsce. Ponieważ szczególne znaczenie miała mieć odpowiedź na pytanie „Czy istnieje wyższość Konstytucji RP nad prawem UE?”, redakcja gazety zwróciła się do prof. Tadeusza Koncewicza o komentarz. Z obszernej odpowiedzi opublikowano fragment. Na prośbę autora przedstawiamy całą jego wypowiedź. [Redakcja MK]
*****
Język pierwszeństwa jest złym punktem wyjścia, ponieważ antagonizuje i z miejsca stawia nas w relacji “dobrzy my” stojący za Konstytucją v “źli oni” rzekomo narzucający nam „obce” Traktaty. To wyjaśnia, dlaczego jednak populiści stosują ten język: wpisuje się on w czarno-białą wizję rzeczywistości, którą utrwalają dla swojego elektoratu. Tymczasem nie istnieje problem wyższości polskiej konstytucji nad prawem europejskim ani odwrotnie. Taki dylemat jest narzucony właśnie przez populistów dla odwrócenia uwagi od tego, że problemem na dziś wcale nie jest relacja prawa unijnego do polskiego, ale raczej zapewnienie zgodności polskich ustaw z polską Konstytucją w sytuacji, gdy w ostatnich latach uchwalonych zostało wiele ustaw jawnie sprzecznych właśnie z Konstytucją, a nie z Traktatami. Nie jest tego w stanie stwierdzić upolityczniony obecnie i powolny władzy „sąd konstytucyjny”. Stosowana jest więc manipulacja polegająca na skierowaniu uwagi niezorientowanych w prawie obywateli na rzekomą dominację porządku unijnego. A przecież już w 2005 roku nasz Trybunał, gdy jeszcze był niezależny, stwierdził, że nie ma niezgodności Konstytucji z traktatami europejskimi, a pomiędzy prawem polskim a europejskim zachodzi niezwykle daleko idąca tożsamość aksjologiczna, czyniąc konflikt pomiędzy Konstytucją a Traktatami czysto hipotetycznym i absolutnie wyjątkowym [Wyrok z 11 maja 2005 r., Sygn. akt K 18/04 – przyp. MK]. Od tego czasu ani Konstytucja ani te traktaty nie uległy zmianie, więc nie można mówić o nagłym pojawieniu się niezgodności. W codziennej praktyce zdarzają się oczywiście kwestie zgodności czy niezgodności prawa unijnego z krajowym, ale te sprawy na bieżąco rozstrzyga TSUE w dialogu z sądami konstytucyjnymi i zawsze wsłuchując się uważnie w ich głosy i adaptując intensywność swojego orzecznictwa w odpowiedzi na te głosy.
Pamiętajmy, że prawo europejskie jest mocne dialogiem i stałym docieraniem się wszystkich aktorów w celu znalezienie optymalnego, co nie znaczy idealnego, kompromisu. Ten ostatni zawsze będzie wypadkową różnych argumentów, interesów i głosów. Unia jest wyrazem trudnego dążenia do tego, aby różnorodność państw członkowskich, która jest wartością niezwykle cenną dla Unii i bez której Unia nie może istnieć, nie zagrażała jednak rdzeniowi prawa integracji w postaci niezbędnej wspólnoty wartości i zasad, które wiążą wszystkich w równy sposób. Jeśli państwo (przemawiając często głosem swojego sądu konstytucyjnego) jest w stanie przedstawić logiczną argumentację przemawiającą za utrzymaniem własnego rozwiązania, które odzwierciedla specyfikę lokalną i tradycje tego państwa, Trybunał Sprawiedliwości jest gotów to zaakceptować i wycofać się. Nie ma tu jednak mowy o ślepym egzekwowaniu pierwszeństwa czy to Konstytucji, czy Traktatów. Rozumieją to wszyscy aktorzy, którzy grają na boisku “prawa integracji”. Aby jednak tak się stało, wszyscy muszą przystępować do gry w dobrej wierze i przestrzegać jej reguł, być gotowymi do uznania lepszego argumentu i ustąpienia przed nim, a to wszystko spięte przywiązaniem – przez każdego z graczy z osobna i wszystkich razem – do wspólnych wartości, które stanowią nienaruszalny rdzeń wspólnoty. Tylko wtedy wspólna gra na europejskim polu ma sens.
Dlatego dyskusję o pierwszeństwie zostawmy tym wszystkim, którzy pełni podejrzliwości i własnych kompleksów nadal śnią o potędze państwa narodowego, unikalności własnej historii i narodu. Jeśli jednak to jest ich sen, to „prawo integracji”, które połączyło państwa po 1945 r., i zastąpiło krwawe konflikty, nie jest niestety już ich grą i nigdy nie będzie.
Tomasz Tadeusz Koncewicz
c