Wczoraj jeden z moich facebookowych (póki co, żywię nadzieję, że kiedyś osobiście się poznamy) znajomych zadał publicznie ciekawe pytania.
Udzieliłem odpowiedzi w komentarzu. Uważam jednak, że warto temu poświęcić nieco więcej miejsca.
Odpowiedź na te pytania nie mogła być jednowymiarowa, bo i doświadczenia z różnymi osobami są różne. Dla przykładu opiszę kilka. Ponieważ piszę na Facebooku, odniosę się do znajomości również facebookowych, choć znajomi są jak najbardziej ze świata realnego. Oczywiście nie będę wymieniał z imienia i nazwiska. Bo po co ? Pominę też wielu „wyłącznie realnych” znajomych oraz członków rodziny, choć i tu wredni ludzie wbili ostrze swej siekiery nienawiści. Jest to jednak strefa zbyt osobista, by ją opisywać publicznie.
W 2015 r. miałem 49 lat. Polityką interesowałem się tyle, co każdy przeciętny człowiek. Oczywiście zawsze chodziłem na wybory i w ten sposób także dawałem wyraz swym przekonaniom politycznym. Czasem rozmawiałem o polityce tej naszej i tej światowej z rodziną, z przyjaciółmi, ze znajomymi. Jak każdy. Nie przypominam sobie jakichkolwiek zaciekłych sporów politycznych, choć nie każdy miał zdanie podobne do mojego. Nawet, gdy spotkania i rozmowy były zakrapiane alkoholem, który bywa, że wyzwala różne nieoczywiste emocje i zachowania.
1. Kilka lat wcześniej spotkałem kolegę, którego dawniej uważałem za swego przyjaciela, niemal członka rodziny. Kolega – co ważne – wykształcony, obyty, z wielkiego miasta. Nasze relacje zmieniły swój charakter po latach 2005-2007, a może nawet początek był ciut wcześniej. Padło wówczas kilka niepotrzebnych słów, mniejsza z tym, z czyjej strony. Faktem jest, że kontakty stały się rzadsze. Kiedy się jednak spotkaliśmy, mogliśmy wypić piwo, porozmawiać spokojnie. Także o polityce. Jemu – jak mi to usiłował wyjaśniać – było źle. W trakcie tego spotkania (około roku 2010-2012) opowiadał o tym, że kiedyś sympatyzował z tymi, którzy wówczas rządzili, ale go zawiedli, więc kibicuje opozycji. Usiłowałem się dowiedzieć dlaczego mu tak źle, co się dzieje, kto i w jaki sposób go krzywdzi. Nie dowiedziałem się. Ale sobie pogadaliśmy. Spokojnie. Sącząc piwko. Przyszedł rok 2015. Nie wypada mi opisywać przejawów aktywności mojego dawnego przyjaciela w mediach społecznościowych. Dość powiedzieć, że zakończyłem jakiekolwiek relacje. W „wirtualu” i w „realu”.
Czy wyobrażam sobie, że „zaczniemy ze sobą normalnie rozmawiać ?” Powiem krótko – NIE.
2. Z kolejnym kolegą znałem się od dziecka. Jest sporo starszy ode mnie, więc relacje koleżeńskie wykształtowały się później. Tutaj, ja dla odmiany byłem traktowany jak członek Jego dużej rodziny. W moim już dorosłym życiu spotykaliśmy się regularnie. Nigdy On mi nie odmówił pomocy przy różnych pracach remontowych, przeprowadzkowych itp. Nigdy ja Mu nie odmówiłem pomocy, gdy trzeba było pomóc skonstruować jakieś pismo do urzędu, jakąś reklamację, poszukać dokumentów do emerytury etc. Udaną pomoc wieńczyliśmy zwykle rodzinnym spotkaniem i obfitą kolacją. Pamiętam, jak wspólnie, wraz z innymi kolegami kibicowaliśmy Polakom na Euro 2012 i 2016, w eliminacjach do MŚ tych nieudanych w 2014 i tych udanych w 2018. W samych mistrzostwach w 2018 już nie. Gdzieś na początku ataku na sądy (2017/2018) odbyliśmy ostatnią rozmowę. Kolega sprowadził ją do sympatii politycznych wyjaśniając, że on zawsze głosował na komunistów, to i teraz głosuje na Prawo i Sprawiedliwość, bo „mu dają” „tak jak tamci dawali”. Nie chciał rozmawiać o sądach, choć kiedyś chętnie rozmawiał i nigdy się nie skarżył. Teraz sądy stały się złe a sędziowie paskudni, czemu wkrótce zaczął dawać wyraz na Facebooku wrzucając najobrzydliwsze memy i szydery z tych sędziów, którzy poświęcili bardzo wiele dla obrony praworządności. Sędziów, z których część miałem przyjemność gościć w swym domu. Robił to również na mojej ściance. Kilkukrotnie prosiłem o wyhamowanie. Niestety, bezskutecznie. Zakończyłem więc wzajemne relacje. W „wirtualu” i w „realu”.
Czy wyobrażam sobie, że „zaczniemy ze sobą normalnie rozmawiać ?” NIE WIEM.
Chciałbym, żebyśmy kiedyś porozmawiali. On już nawet podjął próbę w pewnym sensie wykorzystując trudny dla mnie czas, choć o to nie mam pretensji, a nawet doceniam ludzki gest. Kompletnie jednak nie rozumiejąc, dlaczego stało się, jak się stało. Z relacji wspólnych znajomych wiem, że jestem postrzegany przez Niego jako „przewrażliwiony”. Wyjaśniłem więc koledze, co było przyczyną mojej decyzji. Czy zostałem zrozumiany ? Absolutnie nie. Czy kiedykolwiek zostanę zrozumiany ? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.
3. Innego kolegę pamiętam z czasów licealnych jako fajnego, przyzwoitego kumpla. Potem nasze drogi się rozeszły. Kiedy spotkaliśmy się po latach, odniosłem wrażenie, że jest tym samym, sympatycznym człowiekiem, jakim był niegdyś. Rozmawialiśmy chwilę o tzw. pierdołach. Jakiś czas później staliśmy się znajomymi na Facebooku. Tak było jeszcze kilka dni temu. Zanim nie wyświetlił mi się udostępniony przez Niego (dla znajomych) mem wywołujący skojarzenie daty „Marszu miliona serc” z datą wkroczenia oddziałów niemieckich do Warszawy w 1939 r. W sumie 30.09. wjechały pierwsze patrole, zaś 5.10. odbyła się defilada wojsk niemieckich przyjęta przez Hitlera, więc każda data mogłaby skłonić do skojarzeń. Jak jednak trzeba mieć skonstruowany umysł, by dokonywać takich skojarzeń i by nimi epatować ? Z ciekawości przejrzałem ściankę kolegi i… zakończyłem relacje. Póki co, w „wirtualu” (bo takie ostatnio tylko mieliśmy), ale w „realu” oczywiście też nie zamierzam budować.
Czy wyobrażam sobie, że „zaczniemy ze sobą normalnie rozmawiać ?” Też NIE WIEM.
Wiem jednak, że chciałbym Mu zadać następujące pytanie:
– czy czując się patriotą i prawdziwym Polakiem (bo takie wrażenie można odnieść na podstawie treści na ściance) miałby w sobie tyle odwagi, by zaprezentować to skojarzenie uczestniczącym w marszu Paniom Wandzie Traczyk-Stawskiej oraz Annie Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, tudzież Panu Profesorowi Adamowi Strzemboszowi ?
Żywię bowiem nadzieję, że kolega, mimo niewątpliwie uzasadnionego poczucia, że jest wzorcem definicji słowa „patriotyzm”, dostrzega delikatną różnicę pomiędzy sytuacją własną, a sytuacją w jakiej przychodziło zmierzyć się z wyborami życiowymi, osobom wymienionym przeze mnie powyżej.
4. Wreszcie koledzy, którzy przyjęli w ostatnim okresie stanowiska, awanse zawodowe. Oczywiście jak najbardziej zasłużone, jeśli chodzi o ich wiedzę, doświadczenie życiowe i zawodowe. Ale… w niegodnych okolicznościach.
Z nimi nie zerwałem relacji ani wirtualnych, ani też realnych. Przeszły one jednak w nieco inny wymiar.
Czy wyobrażam sobie, że „zaczniemy ze sobą normalnie rozmawiać ?” Tu odpowiem pytaniem, na pytanie: „PO CO ?”
—
Oczywiście warunkiem sensu zastanawiania się nad odpowiedziami na podlinkowane pytania jest naprawdę dobra zmiana. Aby się ona odbyła, musimy pójść na wybory.
Bo za kolejne 4 lata sensu nie będzie miało ani stawianie pytań, ani podejmowanie prób odpowiedzi na takowe.