Prosta odpowiedź brzmi: bo zbyt krótki jest czas – 24 godziny – na obliczenie oddanych głosów i przesłanie ich do Warszawy. Czy przepis ten ma sens? Każdy średnio rozgarnięty obywatel powie, że nie. Chociaż, jak dla kogo…
Nie ma ani jednej opinii prawników, doświadczonych członków komisji wyborczych, działaczy polonijnych, która by logicznie uzasadniła ten projekt – krytyka jest powszechna. Ostatnie wystąpienie RPO Marcina Wiącka do szefa PKW kończy on słowami „…ograniczenie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw obywatela nie może naruszać ich istoty. Tymczasem ograniczenie czasowe liczenia głosów w obwodach zagranicznych – narusza istotę czynnego prawa wyborczego. Każdy prawidłowo oddany w wyborach głos powinien się liczyć”.
No cóż, właśnie jak dla kogo. Bo wszystko zależy od tego, na kogo ten głos został oddany. Tak uważa – nie przyznając się do tego – obecna władza. Wszelkie więc apele są wołaniem na próżno. Władza PiS trzyma się złego i głupiego pomysłu jak pijany płotu. Czy ten ośli upór wynika ze strachu przed przyznaniem się do błędu, który może zepsuć wizerunek sprawczej i konsekwentnej partii?
A może jest jakieś drugie dno? Może te pół miliona głosów Polaków za granicą to zbyt duże zagrożenie dla pewności zwycięstwa?
Jednak coś za tym uporem musi się kryć.
Wyobraźmy więc sobie, że jest godzina 21, w niedzielę 15 października i właśnie zamknięte zostają lokale wyborcze. Dotychczasowe sondaże wskazują na pewną równowagę Zjednoczonej Prawicy i niezjednoczonej opozycji. O wyniku, który zapewni rządzenie może zdecydować kilka tysięcy, czy wręcz kilkaset głosów, na przykład przesłanych w poniedziałek z Londynu albo Dublina.
Wróćmy do wieczoru wyborczego. W studio wyborczym TVN24 Piotr Kraśko i Anita Werner ogłaszają wyniki sondażu exit poll, czemu towarzyszy dynamiczna grafika: wyrastające w przestrzeni studia słupki wskazują zwycięzcę: PiS górą, KO-PO depcze po piętach, trzeci to np. Konfederacja, ale sporo mniej, potem komitety pozostałych partii opozycyjnych. I przeliczone pospiesznie poselskie mandaty: 10 – 15 posłów więcej dla PiS plus Konfederacja ponad liczbę parlamentarzystów opozycji demokratycznej.
Studio łączy się z siedzibą partii Jarosława Kaczyńskiego, który nie spieszy się z podejściem do mikrofonu, ale zgromadzeni politycy Zjednoczonej Prawicy – na ich twarzach radość i uśmiechy – wywołują go skandując:
Ja-ros-ław! Ja-ros-ław! Ja-ros-ław!
Kaczyński w końcu udaje, że ulega wezwaniom i z pewnym wysiłkiem gramoli się na podium, podchodzi do mikrofonu, twarz promienieje, dłońmi wykonuje gest uciszania sali. Oto zwycięzca będzie przemawiał. I mówi:
– Tak, właśnie zwyciężyliśmy. Osiem lat naszej ciężkiej pracy dla Polski znalazło uznanie Polaków. Naród nas zrozumiał i poparł. Naród, narodowy, narodowo… Dziękuję ci, narodzie! Otrzymaliśmy dużo, ale zasługujemy na więcej*!
Aplauz sali.
A tymczasem, już po wyborczej fecie zaczynają spływać rzeczywiste wyniki – we wtorek, albo i w środę – cios między oczy: pół miliona głosów z Londynu, Brukseli, Düsseldorfu i Dublina to głosy na PO-KO! PiS zwyciężył, ale bez szans na utworzenie rządu!
I co teraz zrobi Ja-ros-ław? Zje swój język? Przyzna się? Czy jego ludzie mogą pogodzić się z taką kompromitacją?
Nigdy w życiu!
Przecież cała partia Prawo i Sprawiedliwość, wszyscy jej politycy i członkowie skoncentrowani są na utrzymania dobrego samopoczucia prezesa. Mają też w pamięci wydarzenie sprzed ponad 13 lat, gdy specjalnie na zamówienie Jarosława Kaczyńskiego drukowano fałszywy egzemplarz dziennika Rzeczpospolita, który on sam czytał chorej matce, by ukryć fakt śmierci brata. Żeby Jadwigę Kaczyńską utrzymać w przekonaniu, że Lech nie może jej odwiedzić, bo podróżuje nieustannie w służbie ojczyzny.
PiS nie może dopuścić do takiego rozczarowania wyborczego, które mogłoby zasmucić i w jego własnym pojęciu – ośmieszyć szefa partii, ogłaszającego przedwcześnie zwycięstwo PiS. To się nie mieści w DNA tego ugrupowania.
Dlatego Zjednoczona Prawica nie wycofa się z idiotycznego pomysłu. Dobry nastrój Jarosława Kaczyńskiego nie ma ceny.
Piotr Rachtan
Zdjęcie ilustrujące: Jarosław Kaczyński przemawia po ogłoszeniu wyników sondażu exit poll w wyborach w 2019 roku.
*Ostatnie zdanie to początek przemówienia Jarosława Kaczyńskiego w wieczór wyborczy w 2019 roku