Wiadomość jest zza oceanu, ale ktoś mówił przecież, że uczyć można się nawet i od diabła. Miasto Nowy Jork poszło przed sądem federalnym na ugodę z powodami w sprawie bezprawnego izolowania przez tamtejsze władze więzienne aresztantów oczekujących nawet latami na swój proces.
W wyniku ugody miasto zgodziło się wypłacić poszkodowanym łącznie 53 milionów dolarów. Przeciętna wysokość odszkodowania będzie zależała od tego, ile osób spośród 4 400 potencjalnie uprawnionych zgłosi się po rekompensatę pieniężną za bezprawne traktowanie.
Zadośćuczynienie ma duże znaczenie, ale z punktu widzenia interesu publicznego liczy się jednak przede wszystkim kolejny kroczek w sprawie podstawowych praw człowieka, także tego oskarżonego o złe i bardzo złe czyny.
Oskarżenie dowodziło, że władze nowojorskich więzień na Rikers Island i na Manhattanie dopuszczały się zamykania aresztantów w izolatkach nawet na 23 godziny na dobę. Chodziło także o specyficzną procedurę odsyłania więźniów ze wspólnych oddziałów znanych z mnóstwa filmów i nazywanych communal areas do tych części zakładów karnych, w których więzień nie ma łączności z innymi osadzonymi (restrictive housing).
Pobyt na wspólnych oddziałach oznacza 14 godzin swobodnego kontaktu ze współosadzonymi, wspólne spożywanie posiłków. Możliwy jest udział w celebracjach religijnych oraz innych programach dla więźniów. W strefach odosobnienia jest się głównie samemu ze sobą. Ponieważ człowiek jest istotą społeczną, negatywne skutki psychiczne są oczywiste.
Odesłanie poza strefę wspólną na zasadzie tzw. karnej segregacji (punitive segregation) musi być poprzedzone wysłuchaniem więźnia. Oskarżenie wykazało natomiast, że pomiędzy marcem 2018 r. a czerwcem 2022 r. zastosowania tej procedury odmówiono 4 400 osobom przetrzymywanym przed procesem w nowojorskich zakładach karnych.
Miasto broniło się, że chodziło o bezpieczeństwo podkreślając, że restrictive housing ma na celu oddzielenie najgroźniejszych przestępców od reszty osadzonych. Oskarżenie wzięło zaś na sztandar konstytucję USA i jawne łamanie prawa przez odpowiednie jednostki miasta (Correction Department, Law Department i Board of Correction). Walka z konstytucyjnym sztandarem nad głowami poprowadziła do zwycięstwa, choć tylko przy stole do negocjacji.
To kolejna porażka nowojorskiego wydziału więziennictwa. W listopadzie 2022 r. miasto zostało zmuszone do wypłacenia 300 milionów dolarów osobom najpierw uwięzionym, ale po decyzji sądu z prawem do wyjścia za kaucją. Znowu tysiące osób siedziało, chociaż kaucja została wpłacona. Opóźnienia w zwolnieniach wynosiły od kilku godzin do nawet kilku dni.
Doświadczenia z Nowego Jorku nie przystają do realiów w Polsce. Także jeśli chodzi o wielką bezwzględność i opresyjność amerykańskiego prawa i sądów. Z tych akurat amerykańskich atrybutów przykładu czerpać nie powinniśmy. Jeśli chodzi o zatrzymanych oczekujących na formalne oskarżenie i proces zmorą są u nas tzw. areszty wydobywcze. Nie słyszałem o procesach wytaczanych przez rodaków poszkodowanych takimi aresztami. Mogę być jednak przygłuchy.
Ucieszyłbym się bardzo, gdyby kiedyś nasze Państwo musiało zapłacić miliony za coś takiego. Byłbym wówczas nieco spokojniejszy o obywatelskie prawa. Widoki nie są jednak różowe. Piję do składu, który skazał niedawno dzieciobójczynię na dosłowne dożywocie, karę jeszcze okrutniejszą niż odebranie życia w egzekucji w „majestacie” prawa. Czy można oczekiwać od „katońskich” sędziów obrony praw ludzi uwięzionych, ale jeszcze nie skazanych lub uniewinnionych? Nadzieja tylko, że ten sędzia to rzadka skamielina – trylobit jakiś.
Jan Cipiur
Zdjęcie ilustrujące: Kompleks więzienny na wyspie Rikers Island. Autor: Sfoskett. Źródło: Wikipedia.org