Niegdyś czytelnik prasy galicyjskiej znajdował na stronach wymowne ogłoszenia: „za długi mego męża-kretyna i syna-idioty nie odpowiadam”. Wówczas chcący pożyczyć obywatelowi X. gotówkę na interesa, karty lub wódkę pięć razy się zastanowił, bo przewidywać mógł problemy ze zwrotem pożyczki. W dobrym, a może nawet najlepszym interesie Polski i Polaków byłoby przyjęcie wspólnego stanowiska partii opozycyjnych: za długi i zobowiązania rządu PiS nie odpowiadamy. W szczególności zaś za długi i zobowiązania związane z realizacją wydumanych „wielkich projektów” typu Centralny Port Komunikacyjny wraz z budową „szprych” czyli tzw. kolei dużych prędkości.
Koniec – bomba. Jak chiński bank chce to finansować, niech wie, że łatwo mu nie będzie odzyskać wyłożonych pieniędzy. To nie jest złośliwa obstrukcja opozycji, to nie są „antypolskie działania” podpowiadane przez „podstępnego Niemca”. To wyraz rozpaczliwej samoobrony Polaków przed niszczycielską agresją grupy trzymającej władzę.
Realizowana jest na kredyt ogromna fantasmagoria, która nie rozwiązuje żadnych problemów społecznych, lecz – przeciwnie – unieszczęśliwia kilkaset tysięcy rodzin. Na Górnym Śląsku huczy o tym od miesięcy, naocznie mógł się o tym przekonać pan Tusk w czasie duszpasterskiego objazdu. Mieszkaniec okolic Mikołowa lub Goczałkowic oczekuje w trwodze, kiedy i jak urzędnik z Warszawy wykreśli kreskę na mapie. Od tej kreski zależy czy zachowa dorobek życia – swój dom; proponowane odszkodowania za wywłaszczenie nie wystarczą na kupno nowego mieszkania. Kreska, będąca bezdusznym znakiem, nie uwzględnia innych życiowych problemów. Wyobraźmy sobie rolnika, którego obejście zostanie odgrodzone od pola linią kolejową; wyobraźmy sobie pracownika, który przez tę „pierońską bane”, zamiast 5 km będzie musiał dojeżdżać do pracy 30 km. A przede wszystkim wyobraźcie sobie nastrój osiadłego patrioty lokalnego, któremu kradną i niszczą wartość dla niego cenną: rodzimy krajobraz. Zawyłby z bólu warszawiak, gdyby traktem królewskim ktoś mu poprowadził naziemną „szybką kolej miejską”; uszanujmy, że Górnoślązak też jest człowiekiem i jakieś uczucia ma.
Patrząc z rozpaczą na warianty kresek określających przebieg linii kolejowej, emerytowany górnik, który po dwudziestu latach ciułania zrealizował marzenie o odpoczynku w sielskich okolicach Mikołowa, zadaje – w pustkę – pytanie: a na cholerę to? Na mapie planowanych inwestycji CPK niebieskim kolorem jest narysowana normalna linia kolejowa z Katowic do Bielska-Białej, którą trzeba zmodernizować i w pełni wykorzystać. Są także, nieoznaczone na mapce CPK liczne linie czynne i nieczynne (Górny Śląsk wyrasta znacznie ponad polską średnią w zagęszczeniu dróg żelaznych); może część z nich warto odnowić i wykorzystać, by wygodnie dojechać do Jastrzębia lub Mikołowa. Ale w CPK nie o to chodzi, problem lokalsów nie jest przedmiotem uwagi centralsów.
Wyznaczono czerwonymi kreskami wielki krzyż.
Linia „południkowa” tzw. dużych prędkości będzie omijała Katowice i Kraków, biegła od przedmieść Zawiercia na południe, przez okolice Brzezia do Czechowic. Pod Brzeziem zrobi się „centrum przesiadkowe”, by połączyć tę linię z nowymi liniami do Krakowa i Katowic. Nazwę „duże prędkości” musimy utrzymywać w cudzysłowie; bo to nie Francja lub Japonia. Po wybudowaniu tego „krzyża” czas przejazdu pociągiem z Czechowic do Warszawy skróci się raptem o 20 minut.
Ponieważ na tych „dużych prędkościach” ma być specjalna trakcja, do niej muszą być dostosowane pociągi. Nie da się więc wykorzystać tych nowych linii dla przewozów regionalnych lub dotychczasowych krajowych. Korzystać więc z podróży nową linią Czechowice – Warszawa będą tylko ekstrawaganccy mieszkańcy Czechowic i Brzezia (ekstrawaganccy, bo bilet będzie znacznie droższy niż na pendolino). Możliwe też jest też poświęcenie niektórych mieszkańców Katowic lub Krakowa, którzy zamiast jechać szybko i wygodnie bezpośrednio ze stolicy do domu zechcą sobie zrobić przesiadkę na nowym wspaniałym dworcu w Brzeziu. Pocieszmy się, że w innych rejonach Polski rzecz wygląda równie głupio. Kolej „dp” z Warszawy do Wrocławia wymaga budowy nowego dworca w dzielnicy Siechnice; bo na głównym się ta nowość nie zmieści. Mieszkańcy Radomia, marzący o cudzie cywilizacyjnym na miarę XX w., pozwalającym im 100 km do Warszawy pokonać pociągiem w 1,5 godziny; zyskają możliwość „szybkiej” podróży przez Grójec z przesiadką w Baranowie (znów: o ile ich stać będzie na taką ekstrawagancję).
Nie ma więc dobrej odpowiedzi na pytanie: po cholerę to?
Rejony określane jako „wykluczone komunikacyjnie” pozostaną takimi, tylko bardziej. Ludzie ratujący się przed wykluczeniem inwestować będą w rozlatujące się samochody, bo tylko na takie ich stać, a dojeżdżać czymś muszą. Pasażerów w nowych superpociągach będzie tyle, ile jednostek pływających w kanale im. Wielkiego Jarosława. Ponieważ cudów nie ma i energia nie stanieje, trzeba do rachunków kosztów utrzymania infrastruktury państwowej dopisać kolejne zera. A za całe to szaleństwo zapłacą, płacząc i zgrzytając zębami, nasze wnuki.
Z mniejszą gigantomanią, ale z równą szkodliwością, realizowany jest zamiar przebudowy Odry na kanał żeglugowo-ściekowy. Tu jednak każdy bank kredytujący, każdy wykonawca, każdy ubezpieczyciel ma uzasadnione powody, by bać się o swoje pieniądze. Sąd nakazał wstrzymać prace, minister od betonu i wód stwierdził, że go „opinia” sądu nie interesuje i będzie dalej robił swoje. Minister może wszystko, ale firma wykonawcza powinna pomyśleć, jak potem wyegzekwować należność za wykonane nielegalnie prace, zlecone w nielegalny sposób. Może ta świadomość powstrzyma tempo niszczenia rzeki.
Nie ma takiego pretekstu, by zatrzymać CPK: niszczą nas i rujnują zgodnie z prawem. Pozostaje więc formalna rebelia w celu samoobrony, wyraźne odcięcie się od finansowych skutków powodowanych przez rządzących nami politycznych gangów.