W prywatnym biznesie nagrody „rozdaje” rynek. Trzeba się zdrowo napracować, mieć pomysły, być konsekwentnym i twardym, no i mieć szczęście. W sektorze publicznym to wszystko nie wystarcza. Ba, bywa nawet karane. Zbyt przedsiębiorczych, samodzielnie myślących menedżerów często się usuwa, bo są trudni do sterowania. Na tym polu liczy się poparcie i zaplecze polityczne, zdolność wyczuwania zawczasu potrzeb kierownictwa partii, która takiego osobnika posadziła na kierowniczym stołku. Wszystko to wiemy od dawna, bo życie nie daje nam zapomnieć, iż takie mechanizmy wciąż działają.
Jacka Kurskiego nagrodzono kopniakiem w bok, ale i trochę w górę. Finansowo chłop nie straci, a trochę świata liźnie i będzie mógł potem Prezesowi opowiedzieć jak to Zachód gnije. Nie zgadzam się z tymi, że Kurski nie ma kompetencji zarządczych. Otóż ma i to niemałe. Tyle, że takie, które mu się raczej nie przydadzą w Waszyngtonie. Zastraszanie, terroryzowanie podwładnych, wydawanie rozkazów, otaczanie się armią przydupasów nie znajdzie zastosowania w Banku, gdzie trzeba będzie „opiekować się” gospodarkami kilku krajów. Te metody mogły uczynić Kurskiego królem państwowej telewizji, ale stanowiska władcy Uzbekistanu, ani prezydenta Turkmenistanu mu nie zapewnią. Władzę będzie miał niewielką i z tego powodu będzie cierpiał, ale za godne pieniądze. Warto podkreślić, że to pieniądze nie nasze, więc dla kraju jest pewien zysk.
A (niedoszłe) nagrody dla piłkarzy? Piłka nożna to niby biznes prywatny, ale o ogromnym wpływie na nastroje społeczne i poczucie dumy narodowej. Wyszli z grupy na mistrzostwach świata, czyli sukces. Styl budzący niesmak, ale przecież… Premier chciał to docenić (bo za Tuska takiego osiągnięcia nie było) i miał możliwość, żeby zrobić to nie sięgając do własnej kieszeni, ale do portfeli podatników. W myśl zasady: ja nagradzam, ty płacisz! Zasada głęboko zakorzeniona w praktyce naszego państwa. Pamiętam jak minister nauki przyznawał swego czasu nagrody naukowcom, które musieli wypłacać rektorzy z budżetów uczelni. Wracając do piłkarzy – sprawa się rypła, bo ktoś sypnął premiera. A przecież każdy biznes lubi ciszę i dyskrecję. Obawiano się buntu rozczarowanej reprezentacją publiki.
W przypadku Kurskiego, który też przecież zrealizował postawione mu zadania (nadął tubę prymitywnej propagandy wystarczająco mocno, by utrwalić władzę zjednoczonej prawicy) a styl w jakim to zrobił zapamiętamy na długo, ryzyko protestu członków Banku Światowego jest równe zero. Nasz dyrektor nie będzie tam pewnie jedynym politycznym spadochroniarzem i 200 tysięcy dolarów rocznego wynagrodzenia przejdzie bez echa. Niekompetentny? To może nawet lepiej dla tamtejszych urzędników, bo nie będzie się wtrącał. A jeśli nawet spróbuje łatwo mu się zrobi wodę z mózgu.
I piłkarze i Kurski nie bardzo zasłużyli się Polsce. Na dodatek i bez tych nagród są bogaci. Odpadają więc zarówno aspekt zasług i aspekt socjalny. Pozostaje zatem tylko nadzieja na wdzięczność. Premier mógłby liczyć na promocyjne fotki z Lewandowskim, czy z Glikiem wierząc, że w ten sposób kupi głosy kibiców, którzy o stylu szybko zapomną. A Kaczyński nie wyrzucając tak całkiem Kurskiego na miękki amerykański bruk będzie oczekiwał, że w razie potrzeby bulterier wróci i chapnie propagandą kogo trzeba.
A my patrzymy i widzimy, kto może liczyć na wsparcie państwa: świnie i kopacze. Obie grupy niezbędne w dzisiejszym świecie do sprawowania władzy.
Piotr Dominiak
Cotygodniowe komentarze „Rejsy po gospodarce” prof. dr. hab. Piotra Dominiaka, założyciela i pierwszego dziekana Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej ukazywały się na łamach prasy gdańskiej od początku lat 90. Obecnie prof. Dominiak publikuje je na swoim profilu na FB
Tytułem kumoterstwa Monitor informuje, że na rynku księgarskim ukazał się zbiór cotygodniowych felietonów prof. Piotra Dominiaka: