Konstytucja RP (art. 60) przewiduje, że każdy obywatel, na równych zasadach, ma prawo dostępu do służby publicznej, chyba że jego prawa obywatelskie zostały ograniczone np. wyrokiem sądowym. Służbą publiczną jest też zawód sędziego czy prokuratora. Służbą publiczną jest praca w administracji państwowej czy samorządowej. Służbą publiczną jest zawód wojskowego czy policjanta.
Nie są to stanowiska polityczne, uzyskiwane w ramach demokratycznych wyborów. Bycie sędzią to zawód publiczny, który daje kompetencję do wydawania orzeczeń, gdy sędzia działa jako sąd. Sami sędziowie nie wydają wyroków. Mogą to zrobić dopiero wówczas, gdy działają jako sąd, gdy taki sąd tworzą. To rozróżnienie nie jest takie łatwe do uchwycenia, bo wyroki są podpisywane konkretnymi nazwiskami, i konkretni sędziowie są za nie odpowiedzialni. Ale tak jak pojedynczy poseł nie jest Sejmem, taki pojedynczy sędzia nie jest jeszcze sądem. Pojedynczy sędzia musi dopiero na podstawie ustawy zostać w odpowiedniej procedurze wyznaczony do rozstrzygnięcia konkretnej sprawy. Wtedy z sędziego zamienia się w sąd.
Gdy Konstytucja mówi o podziale i równowadze władz: ustawodawczej (Parlament) wykonawczej (Prezydent i rząd) i sądowniczej, ma na myśli nie sędziów ale sądy. To sądy są władzą a nie sędziowie. Jak przychodzę do swojego gabinetu w Sądzie Najwyższym, to nic nikomu nie mogę nakazać jako sędzia Sądu Najwyższego. Dopiero, gdy we właściwej procedurze zostanie utworzony sąd, czyli zostaną wyznaczeni konkretni sędziowie do rozstrzygnięcia konkretnej sprawy, sytuacja zmienia się zasadniczo. Jako sąd i tylko jako sąd mogę sam lub z innymi sędziami (w składach wieloosobowych) wydać rozstrzygnięcie, mogę coś komuś nakazać lub z jakiegoś obowiązku zwolnić.
Przygotowania do wykonywania zawodu sędziego trwają wiele lat. Ktoś, kto chciałby ten zawód wykonywać, musi dobrze zaplanować swoje życie. Najpierw 5 lat studiów prawniczych, potem kilkuletnia aplikacja zawodowa, w jej trakcie szereg egzaminów i praktyk. Dziś dodatkowo ustawodawca wprowadził wymóg odbycia próbnego okresu w postaci asesury. Inną drogą jest kilkuletnia praktyka prawnicza w zawodzie np. adwokata, prokuratora czy radcy prawnego. Jeszcze innym sposobem jest praktyka naukowa i uzyskanie odpowiedniego stopnia naukowego z zakresu prawa. Wszystko robi się po to, by na koniec móc skorzystać ze swojego konstytucyjnego prawa ubiegania się o służbę publiczną na jednakowych zasadach z innymi kandydatami.
Decyzja o mianowaniu określonej osoby na stanowisko sędziego, jest decyzją w indywidualnej sprawie, dotyczy konstytucyjnego prawa dostępu do służby publicznej i związana jest z określeniem sytuacji prawnej jednostki, która w zaufaniu do obowiązujących w tym zakresie reguł latami przygotowywała się do tej służby. To jest decyzja o planach, marzeniach, przyszłości konkretnej osoby. To nie jest monarsza łaska czy przywilej rozdawany swoim politycznym czy ideologicznym zwolennikom.
I dlatego oczywistym jest, że z uwagi na charakter tej decyzji, musi ona podlegać kontroli sądu, bo tak przewiduje art. 45 Konstytucji RP, który każdemu, zwłaszcza w jego najważniejszych życiowych sprawach, zapewnia prawo do kontroli sądowej, czyli przedstawienia swojej sprawy, zarzutów, uwag niezależnemu i bezstronnemu sądowi: skontrolowania, czy ostateczne mianowanie na stanowisko sędziego było zgodne z prawem.
To, że owe decyzje w indywidualnej sprawie podejmuje Prezydent, niczego nie zmienia. Niektórzy politycy próbują nam wmówić, że Prezydent RP w Polsce ma status monarchy. W tym celu używają magicznego słowa „prerogatywa”, które miałoby działać jak niektóre zaklęcia w Harrym Potterze. To słowo nie jest jednak żadnym magicznym zaklęciem, nie wyjmuje Prezydenta spod kontroli prawa, nie uchyla naszych praw i wolności. Nie pozwala mu w dowolny sposób uczynić dowolnej osoby sędzią, mocą uzdrawiającego wszelkie niedoskonałości i zastrzeżenia prezydenckiego podpisu. Słowo „prerogatywa” opisuje jedynie (i aż) te kompetencje Prezydenta RP, które wykonuje on samodzielnie, nie potrzebując do tego zgody premiera, która wymagana jest w każdym innym przypadku (o czym mało kto wie).
Jeżeli wykonywanie tych samodzielnych prezydenckich kompetencji dotyczy praw i wolności konstytucyjnych jednostki, to decyzje Prezydenta RP podlega kontroli sądowej, jak każde inne rozstrzygnięcie, i to bez względu na to jaką się temu rozstrzygnięciu nada nazwę (np. postanowienia).
Są prawa i przywileje, które nie mają podstaw konstytucyjnych. Kiedy Prezydent nadaje ordery i odznaczenia, to nie tylko nie potrzebuje na to zgody premiera (bo to jego prerogatywa), ale też decyzja taka nie podlega obecnie kontroli sądowej, bo Konstytucja tego nie wymaga. Nie ma bowiem konstytucyjnego prawa do orderu.
Ale jest konstytucyjne prawo do udziału w służbie publicznej. Nie – do bycia premierem, prezydentem, czy szefem partii, bo te kwestie rozstrzygane są w wyborach. To jest konstytucyjne prawo do zwodu będącego służbą publiczną, do którego trzeba się przygotowywać wiele lat, i którego wykonywanie nie może ostatecznie zależeć od politycznego widzimisię Prezydenta, nazywanego dla niepoznaki magicznym słowem „prerogatywa”.
Kiedy niedawno opowiadałem znajomemu profesorowi prawa z USA kazus minowania kogoś na urząd sędziego z naruszeniem prawa, nie mógł zrozumieć na czym polega problem. Było dla niego oczywistym, że nawet wówczas, gdyby takiej nominacji w USA dokonał Prezydent (co dotyczy sędziów federalnych), to prawidłowość tej nominacji zostałoby natychmiast skontrolowana przez innych sędziów na wniosek zainteresowanej strony. I dotyczy to kraju, w którym mianowanie na stanowiska sędziowskie na poziomie federalnym jest bardzo upolitycznione.
Włodzimierz Wróbel
Opinię tę Autor opublikował wcześniej na swoim profilu FB