Orbita kojarzy się nam z ruchem w Kosmosie, gdzie ciała niebieskie podległe grawitacji szybują w najróżniejszych kierunkach. W polityce jest podobnie – tu też liczy się prawo przyciągania. Niech za przykład posłuży ponowne zbliżenie premierów Morawieckiego i Orbána. Na razie słowne, ale już grzeją się silniki korygujące lot.
Był człowiekiem znanym w pokoleniu powojennym. Urodził się w 1905 r., za parę dni minie kolejna rocznica jego śmierci – 17 września 1961 r. samolot wiozący Daga Hammarskjölda rozbił się w dżungli nad Kongiem. Sekretarz generalny ONZ był również autorem „Drogowskazów” – w jednym ze zdań napisał: „Nie bój się śmierci. Ona cię znajdzie”.
W rozmowie z przyjacielem usłyszałem, że czyta równolegle dwie książki: „Iliadę” i podręcznik Roszkowskiego. Postanowiłem ocenić ich wagę. Mój domowy Homer („Ossolineum”, 1947) ma 400 stron, książka Roszkowskiego („Biały Kruk”, 2022) – ma ich 512. Wyszło na to, że Grek przegrał. Ale czy Polak zwyciężył?
I z dwoma kropkami (ї) z ukraińskiego alfabetu pojawia się – w roli symbolu podziemnego oporu – na terenach zagarniętych przez Rosjan (ich alfabet nie ma tego znaku). Tak, litery też potrafią walczyć: V, S, SW, PW…
Ekonomistów zbierz wszystkich i nagle / spytaj ich, co pracy jest abecadłem? – to słowa Norwida napisane mniej więcej wtedy, kiedy powstawała doktryna Karola Marksa o kapitale i pracy.
Stałym źródłem zasilania partii bolszewickiej i jej przywódców na emigracji było przestępstwo polegające na produkcji fałszywych banknotów (vide „Legenda Lenina” Curzio Malaparte). Kiedy po przewrocie sięgnęli po władzę, postąpili podobnie, choć szło o prawdziwe pieniądze – Lenin wysłał uzbrojonych ludzi do Banku Rosji po dieńgi, które potem ułożono w workach w jego mieszkaniu (vide „Wspomnienia” Nadieżdy Krupskiej).
Ze wspomnień Józefa Garlińskiego („Świat mojej pamięci”) wybieram pewien drobiazg. Otóż niemal przez całe życie pracował on jako emigrant w branży ubezpieczeniowej. Przyszło mu kiedyś przeglądać polisę wykupioną przez polonijne wydawnictwo „Gryf” w Londynie. Ze zdziwieniem stwierdził, że szefem firmy, która wystawiła ów dokument asekuracyjny był nie kto inny, jak generał Władysław Anders.
Czesław Michałowski – minister sprawiedliwości w latach 1930-36 (za jego czasów odbyły się procesy brzeskie) po odejściu z rządu został pisarzem hipotecznym. Ten zawód – dziś nieistniejący – w przedwojennej Polsce funkcjonował wyłącznie na obszarze byłego zaboru rosyjskiego. O niebotycznych dochodach z nim związanych w świecie prawniczym chodziły legendy. Nie podaję szczegółów, by przypadkiem ktoś od Ziobry nie wystąpił z pomysłem restytucji tej lukratywnej profesji.
Zniszczenia Ukrainy są znaczące, nie wiadomo jak długo potrwa odbudowa. Tak czy inaczej, do wszelkich szacunków trzeba podchodzić z ostrożnością. Oto przykład… Jesienią 1946 r. jedno z polskich pism (opozycyjna, mikołajczykowska „Gazeta Ludowa”) – przywołując wyliczenia niemieckich specjalistów – podało czas na odgruzowanie Berlina. Miał wynosić… 35 lat.
Elukubracje – jak do tej pory mniemałem – to wyjątkowo zawiłe i długie wypowiedzi wątpliwej wartości. Ze zdumieniem odczytałem w słowniku Łukasza Koncewicza objaśnienie, że elucubro znaczy „wypracować co przy świecy”. Natomiast Władysław Kopaliński dodatkowo uwspółcześnił pojęcie, tłumacząc je jako „pracuję gorliwie”, dosłownie zaś: „pracuję przy sztucznym świetle”. Zaakcentował też marny efekt tego trudu, którego plon to „utwór, tekst, rozprawa opracowane z mozołem, bez talentu”. Kolejne moje oświecenie dzięki Kopalińskiemu! Niecierpliwie czekam na zapowiedziane dzieło Joanny Szczęsnej poświęcone temu niezwykłemu człowiekowi.
Nieraz dobre artykuły w poważnym piśmie zawierają zdania na tyle mało roztropne, że kładą całą jego wymowę. W ostatnim „Tygodniku Powszechnym” (nr 37) w tekście Stefana Sękowskiego „Wyjść z butów Kaczyńskiego”, gdy mowa o warunkach poszanowania najważniejszych instytucji w państwie, znajdujemy taki oto passus: „[…] musimy budować ich autorytet także na tym, że kierujący nimi ludzie są nie do ruszenia, nawet jeśli podejmowane przez nich decyzje wydają się rażąco niekompetentne”. A miało być o wychodzeniu z prezesowych butów…
I po raz trzeci wracam do rozmów Masaryka z Tołstojem. Pisarz stanowczo bronił swojej doktryny niesprzeciwiania się złu w jakiejkolwiek formie. Zdanie jego gościa było inne: „Jeśli mnie ktoś napadnie, by mnie zabić, będę się bronić, […]. Jak już jeden z dwóch ma być zabity, niechaj będzie zabity ten, kto ma złe zamiary”. Tak wyglądało ich ostatnie spotkanie w 1910 r. Po paru miesiącach Rosjanin zmarł, po ośmiu latach Czech został prezydentem swojego kraju.
E jako litera otwierająca łacińską paremię na gmachu Sądu Najwyższego pojawia się tylko raz. Jej tekst jest niełatwy do zapamiętania, za to przesłanie jest proste i znane. Czytamy: Ei incumbit probatio qui dicit, non qui negat, rozpoznając zasadę prostą jak świetlna regulacja ruchu. Dowód prawdy obciąża tego, kto twierdzi, a nie tego, kto zaprzecza. Jasna sprawa.
Marian Sworzeń
prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – autor książek „Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą”, „Opis krainy Gog”, „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”.
Zdjęcie ilustrujące: Dag Hammarskjöld, Sekretarz Generalny ONZ od 1953 roku do śmierci 18 września 1961 roku