Król Żółcik wydał wojnę Tęgospustowi. Plan wojenny miał prosty: zwyciężyć i zagarnąć wszystko, bo wszystkich przecież pokona. Do swojego państwa miał zamiar wcielić m.in. Azję Mniejszą, Karję, Lycję, Pamfilję, Cylicję, Lydię, Frygię, Myzję, Betum, Charację, Satalię, Samagarję, Kastamenę, Lugę, Sawastę, aż do Eufratu. Tak Rabelais w „Gargantui i Pantagruelu” przedstawia satyrę na wojowniczego władcę. Później, tuż przed I wojną światową pewne niemieckie pismo skorzystało z tego, żeby wyśmiać imperialne zakusy kajzera Wilhelma II Suchorękiego, co to miał jedno oko na Maroko, a drugie na Kaukaz.
Jak widać, król Żółcik to postać nieśmiertelna. Ostatnio napadł na Ukrainę, dostaje w niej manto, ale odgraża się, że napadnie na Litwę i oczywiście Polskę, a przy okazji na Mołdawię i Kazachstan. A tak w ogóle podbije cały świat. I co jakiś czas pobrzękuje atomową szabelką.
Czy należy się bać, że Żółcik-Putin zrealizuje swoje groźby? Chciałby, ale nie ma czym. Ostatnio przeprowadza dodatkową mobilizację w Rosji, bo mu już wojska brakuje. Zdaje się, że moskiewski Żółcik, już nie prezydent a władca, czyli pravitiel, zastępuje prawdziwe działania gromkim pohukiwaniem propagandystów. Cóż, to jest znacznie tańsze i można tym przykryć wojenne klęski i dyplomatyczne załamania.
Radosław Januszewski
Ilustracja: Król Żółcik (Picrochole) idzie na wojnę. Grawiura Gustawa Doré z wydanego w 1873 r. zbioru Œuvres de Rabelais (wyd. Garnier Frères)