Wydawane corocznie rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie programu badań statystycznych statystyki publicznej nie budziło nigdy większego zainteresowania opinii publicznej. Trudno zresztą przebrnąć przez dokument liczący blisko tysiąc stron, dotyczący bardzo różnych kwestii, pisany hermetycznym językiem, pełen tabel i zestawień.
Tym razem, za sprawą Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji stało się inaczej. Eksperci KGEiT uważnie przeczytali dokument i znaleźli w nim zapisy budzące niepokój. Chodzi o badanie odbioru sygnału stacji telewizyjnych w Polsce na podstawie ścieżki zwrotnej (Return Path Data), które miałoby być prowadzone przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji.
Zakres danych, które firmy telekomunikacyjne miałyby udostępniać KRRiT jest bardzo szeroki. To: nazwa operatora przesyłającego dane o urządzeniu, typ ścieżki zwrotnej urządzenia, zakodowany identyfikator urządzenia, zakodowane dane użytkownika z umowy, data i czas startu odbioru urządzenia, data i czas końca odbioru urządzenia, kod TERYT adresu użytkownika z umowy do poziomu gminy, nazwa stacji odbieranej na urządzeniu, identyfikator stacji odbieranej o urządzeniu i pozycja stacji na liście kanałów operatora.
Tłumacząc to na język bardziej zrozumiały, KRRiT będzie się mogła dowiedzieć nie tylko o zasięgu terytorialnym stacji telewizyjnych i odbieranych przez odbiorców programach. Odpowiednia analiza zebranych danych może również wiele powiedzieć o zainteresowaniach, a nawet preferencjach politycznych osób korzystających z odbiorników. KIGEiT ostrzega wprost, że określony w projekcie zakres danych, częstotliwość przekazywania danych oraz rodzaj zbieranych danych – niezależnie od intencji i potrzeb – może zostać odczytany społecznie jako element inwigilacji społeczeństwa przez organy administracji państwowej. W dodatku zaproponowany zakres danych oraz sposób ich przekazywania jest nadmiarowy i kosztowny.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zareagowała natychmiast, co nie zdarza się często. Rzeczniczka KRRiT, Teresa Brykczyńska, stwierdziła, że Izba nie zrozumiała wspaniałego projektu badawczego, jaki chce realizować Krajowa Rada. Polemizuje też ze stwierdzeniami, których w opinii KIGEiT po prostu nie ma. Słowem KRRiT chciała dobrze, ale rynek nie zrozumiał.
Wróćmy jednak do sprawy inwigilacji, bo to sprawa poważna. Dane zbierane w ramach projektowanych badań – jeśli trafią do rządowych speców od propagandy – mogą być wykorzystywane w różnego rodzaju kampaniach politycznych, także w kampanii wyborczej. Prosty przykład: na podstawie informacji o tym gdzie oglądany jest TVN24, a gdzie TVP INFO (nawet jeśli nie znamy nazwiska telewidza aktualnie oglądającego program) można bardzo precyzyjnie adresować kampanie propagandowe. Można też sterować przepływami pieniędzy pozostających w dyspozycji rządu. Nie każdy ma też ochotę, by państwowe instytucje wiedziały jakie filmy oglądane są na jego odbiorniku.
Oczywiście usłyszymy zapewnienie, że to przecież będzie objęte tajemnicą, zanonimizowane, że wykorzystywane będzie tylko dla celów badawczych. Może tak będzie, ale może być też inaczej. Lepiej dmuchać na zimne. Niebezpiecznie zbliżamy się do świata Orwella.
Projektowane badanie odbioru sygnału stacji telewizyjnych w Polsce na podstawie ścieżki zwrotnej (Return Path Data), przewidziane w rozporządzeniu Rady Ministrów w sprawie programu badań statystycznych statystyki publicznej na 2023 rok, i rola Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w tych badaniach to niebezpieczne naruszenie zasad ochrony danych. Projekt wygląda więc na sprzeczny z konstytucją.
Juliusz Braun