Wetując latem dwie ustawy sądowe, prezydent Duda odwołał się do rad Zofii Romaszewskiej. Jesienią, kiedy sprawa ponownie wróciła do parlamentu, prezydent najspokojniej wyruszył do Wietnamu, zaś jego mentorka uczestniczyła w posiedzeniach komisji, udzielając potem mediom wypowiedzi akceptujących pomysły PiS. Sprawa wydaje się więc obecnie przesądzona…
Andrzej Duda już wrócił do kraju. Jak postąpi wobec spodziewanych rychło sejmowych ustaw? Do dziesiątek przypuszczeń dorzucam swoją radę, zachęcając go do lektury wiersza Kawafisa, zaczynającego się od słów: „Dla niektórych ludzi przychodzi taka godzina, kiedy muszą powiedzieć wielkie TAK, albo wielkie NIE”. I chociaż poeta opowiada się za wyborem „słusznego NIE”, nie mam – niestety – wątpliwości, że prezydent postąpi inaczej. Inna rzecz: słuchanie w tej sprawie pani Zofii nie oznacza bynajmniej opowiedzenia się po stronie „Sofii”, ta bowiem – po grecku – oznacza mądrość.
W przyszłym roku upłynie 80. rocznica uchwalenia najkrótszej z ustaw w historii polskiego parlamentaryzmu. Składała się z 4 zdań rozpisanych na 4 artykuły, dotyczyła „szczególnej ochrony prawa” wobec imienia Józefa Piłsudskiego, weszła w życie z dniem ogłoszenia (7.4.1938 roku), jej wykonanie powierzono ministrowi sprawiedliwości, zagrożenie karą więzienia wynosiło – bagatela! – do lat 5. Zdecydowałem się o tym napomknąć, by pokazać, że pamięć o marszałku przetrwała bynajmniej nie dlatego, że postanowiono ją ustawowo zadekretować. Jakkolwiek nie sądzę, by obecni parlamentarzyści mieli bliższą wiedzę o tym dość szczególnym akcie prawnym, jestem nieomal pewien, że w niejednej z głów sejmowej większości już krążą całkiem podobne pomysły, acz jeszcze nie zostały publicznie wyartykułowane. O czyje imię pójdzie tym razem? Nie będę teraz (p)odpowiadać, zrobię to natomiast w stosownym czasie…
Choć niedługo rocznica stanu wojennego, warto przypomnieć dwa inne grudniowe wydarzenia z europejskiej przeszłości – dalekiej i bliskiej. W roku 1825, gdy 14 grudnia w Petersburgu poderwali się dekabryści, na Placu Senackim tysięczne głosy wołały „Konstytucja”. Przypomnieniem tego – niezamierzonym, ale jednak! – staną się dokładnie takie same, bez względu na kontekst, okrzyki w Warszawie i innych polskich miastach. W roku 2002, 13 grudnia, Unia Europejska dała zgodę na przyjęcie nowych krajów, w tym Polski. Jak mają się do tego rodzime działania prowadzące nas na peryferie UE i rozbijające jedność związku państw? Czy nie doprowadzą do powtórki zespołowego „sukcesu” uczniów złośliwego czarodzieja z bajki Andersena, którzy, tłukąc zwierciadło na milionowe części, spowodowali, że każdy śmiertelnik – nie tylko mistrz i oni – widział od tej pory świat wyłącznie od jego szkaradnej strony, wykoślawiony i w ruinie?
*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – niedawno ukazała się jego nowa książka pt. „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”
Przepraszam, niezamierzenie kliknąłem 2 gwiazdki. Bardzo pouczający tekst. Uwielbiam takie incydentalne, dziwne ustawy.