Konosament to list przewozowy stosowany w transporcie morskim, najważniejszy dokument, bez którego statek nie popłynie. Jeśli wzorem Greków porównamy ludzkie życie do żeglugi, i rozszerzymy to na państwo, to odpowiednikiem konosamentu w polityce staje się konstytucja.
Ogólnopolska akcja Orlenu i Lotosu śmiało przekracza granicę absurdu. Liczne plakaty ogromnych rozmiarów głoszą mianowicie, że polskie paliwo jest jednym z najtańszych w Europie. Bez wydatków poniesionych na tę kosztowną kampanię byłoby z pewnością jeszcze tańsze.
Na Barbórce w Bełchatowie przed sześciu laty prezydent Duda stwierdził, że mówienie w Polsce o dekarbonizacji jest antypaństwową herezją. Po niedawnej uchwale sejmowej – zainicjowanej przez PiS – skierowanej przeciw unijnemu obrotowi poświadczeniami emisji dwutlenku węgla można tylko stwierdzić, że walka z trującą herezją trwa. Przewiduję, że inkwizytorzy, gdy znajdą się w opozycji, założą biura poselskie w pobliżu każdej kopalni.
Odczytanie nazwiska Łukaszenki z użyciem słownika rosyjskiego: „łukawyj” oznacza „chytry, podstępny, obłudny”, zaś „łukawit`” – „postępować podstępnie, chytrze”.
Są zdania, które uzyskują kontekst dzięki przypisom. To pochodzi z dzieła Leona Petrażyckiego pt. „Zarys teorii władzy”: „Przyjęto myśleć, że państwo jest to taka osoba, która ma >głowę< i o >głowie państwa< mówi się jako o naturalnej części składowej państwa, ważnym >organie< państwa*”. Przypis do ostatniego słowa brzmi: „Rzeczywiście, być osobą bez głowy nie wypada” (cytuję za „Pismami wybranymi”, PWN 1985, str. 460).
Alfred Schlitter, przedwojenny prezes Sądu Grodzkiego w Częstochowie, więzień KL Auschwitz nr 12191, tam zamęczony latem 1941 r., jest dla mnie jedną z najpiękniejszych postaci polskiego sądownictwa. Pochodził z rodziny kolonistów niemieckich. Zginął w obronie bitego współwięźnia. „Dlaczego go bijesz, zostaw go!” – zawołał do kapo po niemiecku. To były jego ostatnie słowa.
Mayday to międzynarodowy sygnał alarmowy powtarzany trzykrotnie. Wymawia się „mejdej” na podobieństwo nazwiska pewnego (tonącego?) polskiego polityka, które zostało ostatnio powtórzone co najmniej trzysta razy.
Elity bywają przedmiotem badań socjologicznych, pisał o nich nie tylko Pareto. Jednym z polskich opracowań jest książka Janusza Sztumskiego „Elity. Ich miejsce i rola w społeczeństwie” (Katowice, 1997). Tamże czytamy: „Wiedza o mechanizmach społecznych selekcji do wszelkich elit powinna być skutecznym remedium na mity i aurę tajemniczości otaczające te zjawiska, bo nie ma w nich niczego niezwykłego”.
Nasi współcześni wybrańcy – nawiązując do poprzedniego akapitu – jak się zatem mają do swych poprzedników? „Polskie elity polityczne z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wyglądają mało budująco w porównaniu z analogicznymi elitami funkcjonującymi na początku II Rzeczypospolitej. […] Nic więc dziwnego w tym, że historia naszych ostatnich lat przypomina raczej chronique scandaleuse”. W tym cytacie sprzed ćwierćwiecza nawet dzisiaj wszystko pasuje.
Ten wiersz Andrzeja Szuby („Postscriptum DCCXL”) z tomu „Wygasić” jest krótszy od tytułu. Brzmi on tak:
szkoda
słów
Marian Sworzeń
prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – autor książek „Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą”, „Opis krainy Gog”, „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”.
Zdjęcie ilustrujące: Leon Petrażycki, Źródło: Wikimedia Commons