Żenująca jest obserwacja, jak rząd polski podchodzi do wykonywania kary nałożonej przez TSUE za brak egzekucji środka tymczasowego orzeczonego przez Trybunał w Luksemburgu w związku z wydobywaniem węgla w kopalni Turów.
Ta niezwykle poważna, tak dla państwa jak i społeczeństwa polskiego, sytuacja powinna rodzić odruch otrzeźwienia i podstawowej odpowiedzialności. Albo chociaż zmusić do myślenia wykraczającego poza partyjny horyzont, wiążącego się z prostym pytaniem: co dalej? Tego nie ma. Jest za to w nadmiarze infantylizm. Polega on na oderwaniu od rzeczywistości i myśleniu, że wszystko jest negocjowalne (zdaniem rzecznika rządu: „Polski rząd dąży do polubownego zakończenia sporu z Republiką Czeską i respektuje interesy lokalnej społeczności. Dzisiejszy wyrok stoi w kontrze do polubownego załatwienia sprawy”). Zdanie to pomija fakt, że to Czechy wnosiły o orzeczenie środka tymczasowego. Podejście, zgodnie z którym wszystko w relacjach zagranicznych podlega negocjacjom, jest wyraźnie widoczne np. w zakresie reform sądownictwa i zobowiązań wynikających dla RP z traktatów europejskich.
Niestety, wyobrażenia rządzących rozmijają się z rzeczywistością. Zaprzepaszczają przyszłość Polski w imię fałszywie i instrumentalnie pojmowanej suwerenności. Za jej rozumieniem w ujęciu rządzących kryje się nic więcej niż tylko ich partyjny, doraźny interes. Teraz zaś spadną medialne gromy oburzonych na Unię Europejską (eurokołchoz, brukselski okupant) wtrącającą się do wewnętrznych spraw świętej Ojczyzny (zawsze z dużej litery).
Rządzący powinni jednak wiedzieć, że, nawet gdyby nie było prawa UE, to Czechy miałyby podstawy do wywodzenia swoich roszczeń wobec Polski na podstawie powszechnego prawa międzynarodowego. Polska odpowiada bowiem za zdarzenia, które mają miejsce na jej terytorium (tzw. zasada zwierzchnictwa terytorialnego). Ogólną zasadą prawa międzynarodowego jest zasada niewykorzystywania swojego terytorium w sposób, który wyrządzałby szkodę na terytorium innych państw. Jest to tzw. zasada dobrosąsiedztwa, formułowana orzeczeniami trybunałów międzynarodowych jeszcze w latach 40 ubiegłego wieku. Jeśli w wyniku wydobycia węgla po polskiej stronie granicy, w przygranicznych regionach Czech obniżał się poziom wód gruntowych, to mamy tu do czynienia z możliwością naruszenia zasady dobrosąsiedztwa.
Przypomnijmy, że Czechy próbowały przez kilka lat załatwić sprawę polubownie, w drodze negocjacji z Polską. Dopiero doprowadzeni do ostateczności zwrócili się do TSUE.
Spór o „Turów” pokazuje, że licznik tego rządu niebłaganie zbliża się do zera: zero odpowiedzialności za przyszłość kraju i społeczeństwa, zero pieniędzy w budżecie (już niedługo), zero moralne w ławach i zero w głowach.
Jacek Barcik
*Autor, prof. dr hab., jest pracownikiem Instytutu Nauk Prawnych WPiA Uniwersytetu Śląskiego i adwokatem
Komentarz pochodzi z profilu Autora na FB