Litera K bywa czasami hołubiona i przez powieść, i rzeczywistość. Postaram się o zilustrowanie tej tezy, trzymając się wyłącznie niektórych zdarzeń minionego tygodnia.
15 listopada, przy niemałym rozgłosie medialnym, odbyła się premiera „Procesu”, sztuki o tajemniczym postępowaniu sądowym odbywanym – za nieznane przewiny – nad urzędnikiem bankowym Józefem K., tudzież o jego smutnym końcu, który go spotkał na przedmieściach Wiednia. Dwa dni później, cichutko i bez fanfar, minęła druga rocznica wydarzenia całkowicie odmiennego – publicznego ułaskawienia urzędnika państwowego Mariusza K., którego proces – za konkretne przewinienia – przerwano, a samego podsądnego wyniesiono na fotel ministerialny, w którym nadal spokojnie zasiada w centrum Warszawy. Zestawienie tych dwóch odległych spraw z dwóch pobliskich europejskich stolic pokazuje – trzeba to z pokorą wyznać – jak dalece mizerny obraz świata serwuje nam literatura i sztuka w ogólności…
Omawiając proponowane przez klub PiS najnowsze zmiany w prawie wyborczym, szef Państwowej Komisji Wyborczej zrównał kwalifikacje i intencje ich autorów z wiedzą i umiejętnościami „małego Kazia”. Nie wiem, czy sędzia Hermeliński – przywołując dalece obrazowo osóbkę niedouczonego malca, który postanowił, i to bez pomocy innych, napisać nie szkolne wypracowanie, ale państwową ustawę – był świadom, że podrzucił bacznym obserwatorom naszego życia politycznego całkiem niezłą sposobność do historycznych odniesień. Ano z tej przyczyny, że oczywistą antytezą dla przysłowiowego szkolaka w krótkich spodenkach o wdzięcznym imieniu K. jest jego rzeczywisty imiennik, ktoś naprawdę mądry i ważny – nie żaden tam uczniak, ale dostojna persona w monarszych szatach. O kim mowa? Chociaż odpowiem nie wprost, będzie za to jak w bajce. A zaczyna się ona tak… Niedawno, niedawno temu, na pewnej wielkiej konferencji pewnej ważnej partii pewna ważna osoba nazwiskiem K. zadeklarowała odbudowę z ruin średniowiecznych polskich zamków wzniesionych przez króla o przydomku Wielki – imię tego króla zaczynało się na literę… (i tak dalej).
Na razie zamiast kosztownego programu rekonstrukcji zamków mamy nic nie kosztujące zapowiedzi rekonstrukcji rządu, a zamiast układania na nowo solidnych ścian z kamieni – nieporadne składanie domków z papieru. Skoro więc istnieją papierowe ruiny, czas przynajmniej na poznanie ich twórców oraz popleczników. To ostatnie zadanie jest przynajmniej dziecinnie proste – wystarczy tylko przysłuchać się i przypatrzeć, kto będzie najmocniej, w mowie i piśmie, krytykował przewodniczącego PKW.
*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – niedawno ukazała się jego nowa książka pt. „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”