Lepiej niech Trybunał Julii Przyłębskiej odkłada w czasie – tak jak to uczynił ostatnio – odpowiedź na pytanie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, najlepiej ad calendas Graecas, chyba że zamierza orzec, iż pomiędzy polską Konstytucją a traktatowym prawem unijnym nie ma żadnej sprzeczności – bo prawdę mówiąc: nie ma.
Gdyby bowiem zawyrokował, że taka sprzeczność jest, dopiero z tą chwilą zaczęłyby się poważne kłopoty dla rządu i tym samym dla całego obozu „dobrej zmiany”. Co bowiem oznaczałby wyrok, że pewien fragment traktatu europejskiego jest niezgodny z polską konstytucją?
To prawda, jak twierdzą rządzący, m. in. we wniosku premiera do TK w innej sprawie, że Konstytucja jest nadrzędna, co wielokrotnie Trybunał Konstytucyjny przed epoką „dobrej zmiany” stwierdzał, ale jednocześnie wskazywał, że wykazanie takiej sprzeczności musi prowadzić do wybrania na rozstajach jednej z trzech możliwych dróg: albo przystąpienie do renegocjacji praw europejskiego w zakwestionowanym fragmencie, albo opuszczenie Unii, albo taka zmiana treści konstytucji, by tej sprzeczności już nie było.
Ma się rozumieć, najprostsze jest znowelizowanie konstytucji i taką drogę wybrano przed laty po orzeczeniu TK w sprawie sprzeczności naszego rozwiązania konstytucyjnego z regulacjami dot. Europejskiego Nakazu Aresztowania (jeszcze za prezesury Marka Safjana). Można sobie wyobrazić pozytywny koniec negocjacji z pozostałymi (26) członkami Unii zmierzającymi do zmiany traktatów? Mnie wyobraźni brakuje.
A polexit? To już prędzej, ale co na to ludzie? Najprostsza, czy raczej najwygodniejsza, droga to nowelizacja konstytucji, tej Konstytucji, która ma być nadrzędna. Ale jeśli konstytucja zostanie znowelizowana w myśl jej dostosowania do traktatów, to w takim razie po co ta cała zabawa? I dopiero w takim kontekście objawia się co to znaczy, że prawo europejskie (w tym przypadku nawet traktatowe) ma prawa pierwszeństwa wobec prawa krajowego. Swoją konstytucję zmieniali pod tym kątem nawet Francuzi.
Rządzący wyobrażają sobie może, a na pewno pani Bednarek (była prokurator, obecnie w Izbie Dyscyplinarnej, która zadała pytanie Trybunałowi w innej sprawie), że po orzeczeniu niezgodności będzie można po prostu ignorować traktaty w zakwestionowanej przez TK części. Pewnie wielu tak myśli, sądząc, że jakoś tak się to po prostu da. Tymczasem takim orzeczeniem nie przejmie się sam TSUE, ani także organy europejskie, od których zależy, czy pieniądze do Polski popłyną, czy nie – i to chyba dla rządu ważniejsze – czyż nie?
Ani polskim Trybunałem Konstytucyjnym, ani jego orzeczeniami, nikt w Europie się nie przejmuje, szczególnie, że także i Europejski Trybunał Praw Człowieka (tzw. Strasburg) ostatnio orzekł, że w TK są sędziowie wybrani z naruszeniem prawa. Czy Europejską Konwencję Praw Człowieka i Podstawowych Wolności też będziemy kwestionowali przed Trybunałem Julii Przyłębskiej?
Rząd Morawieckiego wybrał więc nieskuteczną drogę do osiągnięcia swoich politycznych celów i wniosek b. prokurator Bednarek też mu w tej kwestii nie pomoże. Prezesowi też chyba już głowa od tego wszystkiego nie pęka, bo wie, że znaleźli się w ślepej uliczce i jedyna droga to po prostu poddać się – najlepiej poprzez wybory. A ostrzegaliśmy…
Jerzy Stępień
Komentarz opublikowany został na profilu FB