Odczytane przez S. Piotrowicza „ustne motywy” pomijają i przeinaczają wiele istotnych argumentów konstytucyjnych. W kwietniu 2021 r. to nic dziwnego. Warto jednak te pominięcia i przeinaczenia komentować. Choćby po to by zmniejszać szum informacyjny, jaki stwarzają teraz „obrońcy” Konstytucji [Opinia opublikowana na profilu FB prof. Piotr Tulei, sędziego Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku – przyp. MK]
S. Piotrowicz podkreślał kilkukrotnie, że ustawodawca wykroczył poza swe upoważnienie z art. 209 ust. 1 Konstytucji tworząc rozwiązanie przez ten przepis nie przewidziane. Cała ta argumentacja miałaby sens, gdybyśmy rozważali relacje ustawa – rozporządzenie i zastanawiali się nad przekroczeniem delegacji ustawowej do jego wydania. Relacja Konstytucja – ustawa opiera się jednak na innych zasadach.
Ustawodawca działa w oparciu o ogólną kompetencję prawodawczą wynikającą z art. 4 ust. 2 Konstytucji (jest przedstawicielem Suwerena). Nie potrzebuje żadnych szczegółowych upoważnień. Wywody o działaniu bez upoważnienia konstytucyjnego i naruszeniu art. 7 Konstytucji są bez sensu.
Odpowiadając na pytanie, czy ustawodawca mógł stworzyć regulację wykraczającą poza art. 209 ust. 1 Konstytucji w sposób wskazany w art. 3 ust. 6 ustawy o RPO, Piotrowicz przeczytał najpierw pewne ogólnie znane tezy o wykładni językowej przepisów i ich relacji do pozostałych rodzajów wykładni, a następnie całkowicie opacznie zastosował je do badanej sprawy.
Jeśli chciałby sensownie na to pytanie odpowiedzieć, to powinien rozważyć w jakim zakresie ustawodawca zwykły mógł skonkretyzować art. 209 ust. 1 Konstytucji?
Art. 209 ust. 1 nie można interpretować poprzestając na wykładni językowej w sposób, który prowadziłby do naruszenia zasad ogólnych Konstytucji. W szczególności chodzi tu o zasadę współdziałania organów państwa oraz nakaz ochrony przez Rzeczpospolitą praw obywateli (art. 5 Konstytucji). Względy celowościowe przemawiają, za konstytucyjnością art. 3 ust. 6 ustawy o RPO.
Inaczej, niż w „ustnych motywach” należałoby też rozważyć problem kadencji. Nie pasują tu argumenty systemowe odwołujące się do prezydenta i rządu (gdyby ustawodawca chciał przedłużać kadencję RPO, to zrobiłby to wprost w art. 209 ust. 1 tak jak w przypadku prezydenta i rządu). Pozycja ustrojowa i sposób legitymizacji egzekutywy jest inny niż RPO. Prezydent jest gwarantem ciągłości państwa. Rząd w zracjonalizowanym systemie parlamentarnym musi mieć wpisane bezpieczniki efektywnego sprawowania urzędu. W obu wypadkach już na poziomie Konstytucji należy zagwarantować ciągłość urzędu. RPO jako organ ochrony praw, który nie posiada władczych kompetencji, nie musi mieć wprost w Konstytucji wpisanych bezpieczników. Jeśli jednak ich nie ma i pytamy, czy może je stworzyć ustawodawca, to odpowiedź nie powinna opierać się na przywołaniu a contrario regulacji organów, które pełnią inne konstytucyjne role. Odpowiedź powinna opierać się na analizie wskazanych wyżej zasad z r. pierwszego Konstytucji. RPO służy właśnie tym zasadom. Przedłużenie jego kadencji nie wpływa na podział władzy w państwie, wzmacnia natomiast ochronę praw. Dlatego liczne cytaty z orzeczeń TK o zakazie przedłużania kadencji są bez sensu.
Podstawowe argument „ustnych motywów” z pozoru wyglądają poważnie, opierają się jednak na dwóch manipulacjach:
a) że ustawodawca wykroczył poza upoważnienie z art. 209 ust. 1
b) że problem kadencyjności RPO należ rozpatrywać analogicznie jak np. problem kadencyjności rządu.
Warto to podkreślić, gdyż w obu kwestiach wykładnia powinna opierać się na specyficznych dla Konstytucji założeniach, które nie zawsze są dostrzegane (wewnętrzna hierarchia norm konstytucyjnych i znaczenie zasad rozdziału pierwszego dla wykładni dalszych przepisów Konstytucji).
O ile wykładnia Konstytucji w tej sprawie powinna być rozbudowana, o tyle weryfikacja rozumowań S. Piotrowicza jest prosta. Jaki będzie skutek tego „orzeczenia”? Najprawdopodobniej zmiana ustawy, powołanie p.o. RPO, co będzie naruszeniem istoty jego niezależności i dążenie do obsadzenia urzędu politykiem, np. B. Wróblewskim.
Pozostałych „wywodów” o państwie prawa, zasadzie zaufania, pułapce w jaką obywateli wpędził Adam Bodnar nie ma sensu komentować. Trzeba je archiwizować i archiwizować działania tych prawników, którzy biorą je za dobrą monetę.
Jest jeszcze proceduralny aspekt całej sprawy – wyczerpująco opisała go na FB prof. Anna Rakowska – Trela*.
I na koniec. Jeśli takie prymitywne rozumienie Konstytucji zostanie zastosowane do NPB i NIK (o tym traktuje chyba postanowienie sygnalizacyjne) to podważy to również niezależność tych organów.