Reguła nieorzekania we własnej sprawie znaczy, iż sędzia powinien zawsze badać, czy aby nie rozstrzyga o czymś, co dotyczy go osobiście (gdy tego zaniedba, może mu o tym przypomnieć strona postępowania, prokuratora nie wykluczając).
Wspomniana zasada – mimo zarzutu strony (RPO), przy bezczynności prokuratury – została ostatnio publicznie znokautowana przez skład Trybunału Konstytucyjnego, bowiem rozpatrywana sprawa – nie naskórkowo, ale najżywotniej – dotyczyła dwóch osób spośród orzekających. Ponieważ jeden sędzia z pięcioosobowego składu zgłosił sprzeciw, od strony statystycznej wynik głosowania ma się jak 4/5 do 1/5. Gdyby więc z położonej na łopatki zasady „Nemo iudex in causa sua” zostawić owe zwycięskie cztery piąte i ująć tylko jedną piątą, wtedy zniknie nam początkowe „nemo”. Ponieważ słowo to znaczy „nikt”, bez niego wszystko się doszczętnie sypie i nie pozostaje nic innego, jak odwiezienie poturbowanej łacińskiej paremii do szpitala. Czy po takiej kontuzji „nemo” wróci kiedykolwiek z „nemocnicy” na ring, nie wiadomo.
Co jakiś czas najważniejsze osoby w państwie spotykają się, by radzić o istotnych sprawach publicznych w miejscu prywatnym – myślę o partyjnym lokalu w Warszawie przy Nowogrodzkiej (kod 00-001, numer 84-86). Dzieje się to tak jawnie i często, że można sądzić, iż wynika z obowiązującego prawa. Tak wcale nie jest – miejscem na działanie jakichkolwiek urzędów są wyłącznie ich formalne siedziby, a wyjątkiem są sytuacje ekstremalne. Owszem, gdy było wiadomo, że premier i ministrowie spotykają się tam po godzinach pracy celem wspólnego obejrzenia meczu lub rozegrania partii warcabów, nie wspomniałbym o tym słowem. Aż dziw bierze, że do tej pory nikt z posłów opozycji nie zgłosił w tym przedmiocie interpelacji, bo to przecież wymarzona okazja nawet dla zdeklarowanych milczków, których do tej pory nie dopuszczono do mównicy. Co więcej, można się spodziewać, że takie sejmowe zapytanie wywoła w ławach rządowych spore zamieszanie i niemały popłoch, bo jakże to tak po dwóch latach wypytywać o coś, co trwa cyklicznie, publicznie, bez podjeżdżania nieoznaczonymi autami i wchodzenia tylnym wejściem, gdy niczego się nie kryje – służbowe auta stoją ciasno na placu, a przybysze jeden po drugim machają do kamer…
Wolałbym nie być w skórze udzielającego odpowiedzi, nie wiadomo zresztą, kto zostanie do niej wydelegowany. Już teraz, i to bez względu na jej treść – skoro nie może bazować ani na ustawie, ani konstytucji – należy być z góry pewnym, że owa wypowiedź znajdzie poczesne miejsce w parlamentarnych annałach. Zwłaszcza wtedy, gdy przyszły mówca, wygrażając palcem w stronę ław opozycji, przywoła narodową klasykę i zacytuje „Pana Tadeusza” („Inwokację zna przecież każdy uczeń!”), gdzie już na wstępie mowa o „grodzie zamkowym Nowogródzkim” i „jego wiernym ludzie” (księga 1, wers 6-7).
*Marian Sworzeń, ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – niedawno ukazała się jego nowa książka pt. „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”