Zomonol to liczba pojedyncza od zomon. Zomon zaś to coś, z czym nie należy się spotykać, bo bije i puszcza gazy.
Ale! Zomonol to też człowiek, a do tego policjant. Problem z policjantem jest taki, że chciałby pójść do pracy (na komendę), przesiedzieć, przechodzić, przejeździć po mieście te osiem godzin, napić się herbaty i wrócić do domu.
Teoria jednak jest taka, że policjant nie pracuje, on służy. I nie osiem godzin, ale całą dobę jest na służbie. To co
się dziwić, że z zomonola wychodzi zwierzę, kiedy musi jechać na miasto, żeby stłumić demonstrację, zaciągnąć złapanych do suki, rozwieźć ich po okolicznych miasteczkach, napisać raport i jeszcze użerać się z bezczelnymi adwokatkami.
Ale kiedy jest po wszystkim, zomonol może umyć spracowane dłonie, pojechać do domu, w szlafroku i kapciach paść na kanapę, włączyć telewizor… a tu jakaś nieprawomyślna stacja. Trochę głupio, trochę wstyd.
Może by Jacek Kurski coś na to zaradził? Kołchoźnikami nazywano kiedyś radia, do których program docierał po drucie z radiowęzła. Oczywiście jedynie słuszny program. Teraz zamiast radia byłby telewizor i zomonol zawsze trafiałby wyłącznie na programy TVPis.
Jakub Tau
Zdjęcie ilustrujące: „Gromkogovoritel” (radziecki kołchoźnik marki EMZ, rok 1952. (wikipedia.org)