Czy istnieje jakiś związek między tym wystąpieniem Wicepremiera Generalnego a wyborem daty opublikowania orzeczenia oraz uzasadnienia tego orzeczenia w sprawie „niekonstytucyjności” aborcji z powodu nieuleczalnych wad płodu?
Prawdopodobnie zbieżność tych dwóch zdarzeń jest przypadkowa, chociaż mamy poczucie, że niespodziewane pojawienia się owego „uzasadnienia” było, jeśli nie z inicjatywy Wicepremiera Generalnego, to po uzgodnieniu z nim tego kroku i otrzymaniu od niego zielonego światła. Widzimy tu zatem wyraźną kontynuację i nasilenie trendu podporządkowywania polskiego prawa państwowego prawu katolickiego szariatu.
Czy właściwe jest tu użycie terminu z innej kultury i innej religii? Europejska, amerykańska czy australijska tradycja rozdziału kościoła i państwa od kilku dziesiątków lat jest kwestionowana przez chrześcijańskich fundamentalistów, a kwestia aborcji jest tu jednym z centralnych elementów walki z jednoznacznym rozdziałem prawa stanowionego i „prawa boskiego”.
Moglibyśmy podejrzewać, że głównym powodem jest rozwój medycyny, nie tylko pojawienie się nowoczesnych środków antykoncepcyjnych (włącznie z tabletkami „dzień po”), ale niesłychany rozwój diagnostyki prenatalnej. Rozwój medycyny nie był jedynym czynnikiem przyspieszającym zmiany postaw społecznych, większej niż w przeszłości swobody seksualnej i nowych, partnerskich relacji w rodzinie.
Emancypacja kobiet w postaci zrównania praw, masowej oświaty, aktywności zawodowej prowadziła do powszechnego odrzucenia wizerunku kobiety jako istoty ograniczonej do roli żony, służącej i matki.
W chrześcijańskim świecie zmierzch patriarchatu budził reakcje obronne i ponowne nasilanie się religijnych ruchów fundamentalistycznych. Widzimy je we wszystkich wyznaniach chrześcijańskich, jednak jak się wydaje, w krajach o nieprzerwanej tradycji katolickiej były one lepiej zorganizowane i silniej powiązane ze sceną polityczną. Chrześcijaństwo od wielu stuleci nie znało już teokracji jako systemu politycznego i było zmuszone do przynajmniej werbalnego zaakceptowania zasad demokracji. Emancypacja kobiet budziła szczególnie silny opór zarówno kościelnej hierarchii, jak i szeregowych kapłanów. Przyjmowała często niemal groteskowe formy otwartej nienawiści do kobiet odważających się żądać swoich praw.
W tradycji islamskiej prawo szariatu oznacza podporządkowanie prawa państwowego prawu boskiemu definiowanemu przez instytucje religijne. Czysta teokracja jest dziś właściwie tylko w Islamskiej Republice Iranu. Demokratyczne instytucje są tam wyłącznie fasadowe i całkowicie podporządkowane władzy religijnego przywódcy. W innych krajach muzułmańskich widzimy różne kombinacje, a prawo szariatu jest zmieszane ze świeckim prawem państwowym. Arabia Saudyjska, Pakistan, Nigeria czy Turcja nie tylko w różnym stopniu uznają wyższość praw religijnych nad prawem stanowionym i w różnym stopniu czynią prawa szariatu prawem państwowym, ale widzimy tu różne tendencje. Kraje takie jak Turcja czy Pakistan przybliżają się w coraz większym stopniu do teokracji, w krajach takich jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt, Tunezja, a nawet Arabia Saudyjska widzimy ostrożne próby reform, zmierzających do rozdziału meczetu i państwa oraz ograniczenia wpływu instytucji religijnych i fanatycznych organizacji religijnych na scenę polityczną.
Powtarzają się głosy, że połączenie tożsamości religijnej i narodowej jest najpoważniejszym zagrożeniem państwowego bytu, wywołuje wojny sekciarskie i destabilizację życia społecznego.
Zarówno w islamie sunnickim, jak i szyickim widzimy szczególną rolę organizacji pozarządowych takich jak Bractwo Muzułmańskie, dążących środkami politycznymi i terrorystycznymi do podporządkowania całego życia publicznego prawu religijnemu. Podczas gdy Bractwo Muzułmańskie tworzy struktury polityczne, organizacje takie jak Al-Kaida, ISIS, Boko Haram, Taliban, czy szyicki Hezbollah wymuszają podporządkowanie szariatowi terrorem.
Czy instytucje katolickie patrzą z zazdrością na proces podporządkowywania sobie państwa przez islamskie instytucje religijne? Trudno powiedzieć, możemy zaledwie obserwować bliskie związki papieża i najwyższego autorytetu sunnickiego islamu, wielkiego muftiego uniwersytetu Al-Azhar Mahameda al-Tajjeba. W ich licznych spotkaniach i wspólnych przedsięwzięciach nie porusza się kwestii masowych prześladowań chrześcijan w krajach muzułmańskich (mordów, czystek etnicznych, przymusowego nawracania, nauczania międzywyznaniowej nienawiści), co można przypisać próbom ugłaskania potwora. Nie ma również wzmianki o dyskryminacji kobiet, ale słyszymy dużo o wspólnych wartościach. W prasie katolickiej (tak polskiej, jak i zachodniej) rzadko możemy znaleźć wzmianki o prawie szariatu i jego zagrożeniach dla demokracji. Krytyka ruchów feministycznych, rzekomo podważających sam fundament wiary, jest często dziwnie podobna. (Uczciwie mówiąc, emancypacja kobiet istotnie podważa fundament religijnej moralności, tak w islamie, jak i w chrześcijaństwie, a także w każdej innej religii opartej na tradycji patriarchatu).
Jarosław Kaczyński, wygłaszając swoje exposé w Starachowicach mówił:
Dzisiaj odrzucenie zła jest czymś niezwykle istotnym, bo to zło atakuje nasz kraj, naszą ojczyznę, nasz naród, atakuje instytucję, która jest w centrum naszej tożsamości – Kościół katolicki.
Wicepremier Generalny wskazał również, gdzie to zło się ukrywa i czemu służy mówiąc:
…przed świątynią stoją także ludzie, którzy służą „najgorszej sprawie, służą sprawie niszczenia Kościoła, niszczenia naszego narodu. I to jest coś, o czym musimy pamiętać, musimy mieć to w swojej świadomości, ale musimy mieć także w sobie wolę, bardzo silną wolę, by się temu przeciwstawić, by tę walkę o polską tożsamości, o przyzwoitość w naszym życiu publicznym wygrać.
Istotnie przed świątynią stała grupa kobiet z transparentami Strajku Kobiet i skandujących hasło „Twoja wina”.
Interpretacja nie pozostawia miejsca na wątpliwości, walka o prawa kobiet jest zdaniem wicepremiera „atakiem na Kościół”, a tym samym na „polską tożsamość” i na „przyzwoitość”. Tak więc to wystąpienie mogło (chociaż nie musiało) wpłynąć na decyzję o dacie ogłoszenia, uzasadnienia orzeczenia TK w sprawie „niekonstytucyjności” aborcji z powodu nieuleczalnych wad płodu. Istotna jest tu jednak raczej sama deklaracja o wyższości tożsamości katolickiej nad tożsamością obywatelską, o wyższości „przyzwoitości” religijnej nad ludzką, o wyższości prawa religijnego nad prawem państwowym i dążeniem do podporządkowania prawa państwowego „prawu” religijnemu.
Jarosław Kaczyński powiedział prawdę, ludzie przeciwstawiający się temu zawłaszczeniu państwa atakują nie tylko jego i jego partię polityczną, „atakują Kościół”, który próbuje narzucić swoje prawa i swoją moralność.
Czy w samym Kościele toczy się dziś jakaś dyskusja nad możliwością pogodzenia moralności religijnej („boskiej”) z moralnością ludzką? Taka próba została niegdyś podjęta na Soborze Watykańskim II i wyciszona natychmiast po śmierci Jana XXIII. Kościół nie mógł całkowicie odrzucić idei planowania rodziny, ale zmienił ją w groteskę, ignorując nowoczesną medycynę. Kościół nie mógł już całkowicie odrzucić emancypacji kobiet, ale rzucił na szalę cały swój autorytet, by nie dopuścić do tego, aby to kobiety mogły same decydować o swoim ciele. Kościół nie mógł liczyć na to, że jego normy „przyzwoitości” będą zaakceptowane przez wiernych. Potrzebował środków przymusu w postaci prawa państwowego i systemu wymuszania tego prawa.
Stanowiska wiernych, a nawet stanowiska przedstawicieli kleru czy teologów są nadal podzielone. Kościół jest jednak organizacją hierarchiczną, która łatwiej wybacza zbrodnię pedofilii, kradzież, czy mord niż kwestionowanie nauczania w sprawie aborcji i praw kobiet. Tak więc jest zrozumiałe, że odrębne głosy przedstawicieli kleru czy teologów, pojawiają się niesłychanie rzadko (albo ujawniają się po rozstaniu z Kościołem). Kościół reaguje agresją na propozycję referendum w sprawie aborcji. To zrozumiałe. Wiele wskazuje na to, że większość katolików nie akceptuje tej religijnej moralności opowiadającej o rzekomych mordach, o jakimś Holokauście nienarodzonych, o śmiertelnym grzechu połknięcia tabletki „dzień po”.
Jarosław Kaczyński jest całkowicie świadomy, że wśród protestujących kobiet dominują kobiety katoliczki. Że to „zło”, które atakuje dziś Kościół, to ludzie odrzucający teologię zniewolenia. Kaczyński i jego partia przenoszą na arenę polityczną spór teologiczny, a raczej wojnę Kościoła z nauką, z medycyną, z ideą swobód obywatelskich. Reakcją na ponowne lansowanie tożsamości narodowo-katolickiej jest coraz silniejsza świadomość, że Jarosław Kaczyński jest zaledwie wykonawcą poleceń Episkopatu Polski i Watykanu. Podczas gdy Watykan wskazuje tylko kierunek, Episkopat Polski opowiada się za katolickim radykalizmem, za Kościołem arcybiskupa Jędraszewskiego i Tadeusza Rydzyka. Wicepremier mówił prawdę, coraz większa część społeczeństwa nie tylko odwraca się od tego Kościoła, ale decyduje się na walkę z Kościołem o zachowanie swoich praw.
Ksiądz Józef Tischner mówił, że najpierw jest człowiekiem, potem filozofem, potem długo, długo nic, a dopiero potem księdzem. Trawestując jego słowa możemy o Jarosławie Kaczyńskim powiedzieć, że najpierw jest katolikiem, potem Polakiem, a potem nie ma nic. Umiarkowani katolicy, którzy prawdopodobnie są w większości, woleliby nie otrzymywać tej teologicznej propozycji z poparciem policyjnych pałek, kanistrów z gazem łzawiącym i karabinów. Wicepremier ma jednak silną wolę, by nie dopuścić do tego, aby był to spór parlamentarny. Wynik w dużym stopniu zależy od tego, czy obrona wolności i człowieczeństwa będzie wartością wspólną, czy też podziały doprowadzą do znacznego osłabienia szeregów gotowych do odparcia próby całkowitego przejęcia państwa przez siły narodowo-katolickie.
To nie jest wojna wierzących z niewierzącymi, to jest wojna z biskupami, z Kościołem Tadeusza Rydzyka; wojna, w której wierzący są i pozostaną największą i decydującą siłą.
Na ateistycznym forum zareagowałem na wpis oskarżający wierzących o wściekły konserwatyzm i odbieranie praw innym. Kiedy napisałem, że są inni wierzący, internauta gniewnie zapytał, gdzie ich spotykam. Napisałem, że najczęściej u mnie w kuchni. W chwilę później napisał, że przeprasza wszystkich swoich wierzących przyjaciół, że o nich zapomniał. Miałem poczucie małego, ale ważnego zwycięstwa i świadomość, że jeśli nie chcemy powtarzać naszych durnych powstań narodowych, jeśli chcemy obronić naszą wolność i nie pozwolić na zwycięstwo teologii zniewolenia, musimy pamiętać, że oni chcą bezwzględnej jednolitości, a my jesteśmy różni i chcemy pozostać różni.
Andrzej Koraszewski
Autor: Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC i publicysta paryskiej „Kultury”