Niedługo minie sześćset dni czekania na opublikowanie przez kancelarię premiera wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 9 marca 2016 roku. Zamiast tego władze zdecydowały się na działania symboliczno-zastępcze. Otóż na początku października z udziałem premier Szydło i marszałka Kuchcińskiego odbyła się uroczystość upublicznienia w internecie aktów prawnych wydanych przez polskie władze emigracyjne. Czytając wystąpienia mówców odniosłem nieodparte wrażenie, że są przekonani o swoim pierwszeństwie w tej dziedzinie. Otóż tak wcale nie jest! Wyszło na to, że zrobiono promocję „e-booka”, a zapomniano o papierowym oryginale. W roku 1995 wydawnictwo „Kopia” wydało ogromną księgę w nakładzie tysiąca egzemplarzy z pełną zawartością „Dzienników Ustaw” i „Monitorów Polskich” z lat 1939-1945, opatrzoną słowami wstępnymi prezydentów Ryszarda Kaczorowskiego i Lecha Wałęsy oraz przedmową ówczesnego prezesa Sądu Najwyższego, Adama Strzembosza. Jeśli choć jeden egzemplarz uchował się w zasobach rządowych, zachęcam wszystkich ministrów do lektury w przerwach między obradami tudzież rozmów z panią premier o publikacji. Nie tej ze starymi londyńskimi DU i MP, ale współczesnej, warszawskiej. Z wyrokiem TK.
Wysłuchałem przypadkowo w „Jedynce” audycji o książce „Resortowe togi”. Po wypowiedziach redaktora i gości programu wiem już tylko, że nic mnie nie skłoni do wzięcia tego dzieła do ręki – czułem się tak, jakby przy mnie omawiano, i to jak najpoważniej, rzecz pokroju „Protokołów mędrców Syjonu”. Nie wątpię natomiast, że czytelnikami tej zachwalanej przez publiczne radio książki zostaną miłośnicy „Resortowych dzieci”. Z takim wyposażeniem intelektualnym, owszem, można z góry patrzeć na Polaków drugiego sortu… Aż dziw bierze, że do tej pory jeszcze nikt z kierownictwa resortu sprawiedliwości owego dzieła nie zacytował, ale to wyłącznie kwestia czasu. Kto będzie pierwszy?
Polska Fundacja Narodowa ogłosiła dość niespodziewanie, że kończy program „Sądy” i przerzuca się na sport żaglowy. Jak podano, powodem tej decyzji jest pełne powodzenie przedsięwzięcia. Czyżby zrezygnowano nawet z zapowiadanego uraczenia zagranicy pikantną wiedzą o mizerii i siermiężności naszego sądownictwa? W to za bardzo nie mogę uwierzyć i spodziewam się fajerwerków, byle tylko nie w okolicy Święta Niepodległości. Jeśli nawet będę w błędzie, wcale się nie zmartwię – będzie to czytelny znak, że ktoś odpowiedzialny poszedł po rozum do głowy. Skoro już jednak fundacja odtrąbiła, że wszystko jej się tak składnie udało, powinna czym prędzej zarejestrować się jako organizacja pożytku publicznego, a następnie poprosić obywateli o 1 % z podatku. Wdzięczny naród w żadnym wypadku nie zawiedzie.
*Marian Sworzeń, ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – niedługo ukaże się jego nowa książka pt. „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”