Z szybkością postępowań sądowych jest coraz gorzej. Zmniejszyła się o 50% tylko w ostatnim czasie. Tymczasem odsuwa się od orzekania bardzo doświadczonych sędziów (Tuleya, Morawiec, Juszczyszyn). Rzecznik PiS (Sobolewski) niedawno powiedział, że potrzeba jeszcze co najmniej sześciu lat, by dokończyć reformę sądownictwa.
Najpoważniejsze reformy w państwie robi się w kilka miesięcy, najwyżej w ciągu roku. Inaczej opór materii je w ogóle uniemożliwia. Natomiast co najmniej sześciu lat potrzeba, by wymienić tak znaczącą liczbę sędziów, która dawałaby rządzącym pewność, iż panują nad całością sądownictwa. I o to rzeczywiście chodzi.
Na pewno wiadomo, co trzeba zrobić w pierwszej kolejności przy pierwszej zmianie politycznej: należy wypędzić wszystkich sędziów z Ministerstwa Sprawiedliwości. Jest ich tam stu kilkudziesięciu. Siedzą tam nielegalnie – konstytucja wprowadziła odrębność władzy sądowniczej od wykonawczej. Co więc tam robią? To, co w PRL, czyli są na specjalnej obserwacji pod kątem dalszego awansowania. Widać to dziś jak na dłoni. Mają dużo wolnego czasu, mogą zajmować się hejterką.
Żaden minister sprawiedliwości tego nie zrobił, mimo że zmienił się ustrój po 1989 r. Wielu zresztą z nich w ogóle nie miało pojęcia, gdzie są. Było to jednocześnie dla ministrów bardzo wygodne, bo bez pieniędzy, bez etatów, odwalali robotę legislacyjną, o której zwykle nie mają pojęcia, czy zwykłą robotę urzędniczą.
Pierwszy sygnał, czy mamy rozumnego ministra sprawiedliwości czy jeszcze nie, to właśnie wypędzenie sędziów z ministerstwa. Jeśli takiego ruchu na początku nie będzie, będzie to znaczyć, że w strukturze władzy sądowniczej długo nic się nie zmieni.
Oni już dziś powinni sami uciekać z tego miejsca, w dobrze pojętym własnym interesie, bo z czasem będzie narastać pewność, że miejsca w sądownictwie dla nich już nie będzie.
I nie może być żadnego przeproś! Chodzi o zbyt poważne sprawy.
Jerzy Adam Stępień
Tekst opublikowany na profilu Autora na Facebooku.
Tytuł pochodzi od redakcji Monitora