Zamyśliłem się głęboko nad tym, kim są ci młodzi ludzie, którzy tak licznie i tak powszechnie wyszli na nasze ulice. To dzieci tych, którzy płakali po Papieżu (Pokolenie JP2) i z entuzjazmem wchodzili do Europy. To w żadnym wypadku nie mogą być „resortowe dzieci” – to upominające się o wolność dzieci wolnej Polski.
Wszyscy na maturach mają stopnie z religii a ci, którzy jeszcze matury nie zdali, też mają takie stopnie. Ich starsze rodzeństwo protestowało przeciw, najbardziej ich obchodzącej, cenzurze Internetu i nosiło maski Guya Hawkesa. Ci noszą chirurgiczne maseczki a w ręku mają kartony. Na kartonach napisy: „słowa powszechnie uważane za nieprzyzwoite” – na przykład potraktowanie per „wy” francuskiej wersji imienia Piotr. Otóż jest to pokolenie, które zerwało z „polityczną poprawnością”. Jeżeli bluzgi lepiej oddają twoją emocję to ich nie hamuj – bluzgaj. Porównuje się bunt polskiej młodzieży do buntu francuskiej z 1968 (sam jestem z pokolenia ’68, ale polski marzec pałek był różny od paryskiego maja barykad – we Francji powodem był zakaz odwiedzania żeńskich akademików; w Polsce zakaz mickiewiczowskich „Dziadów”). Łączy je główne hasło – teraz i wtedy – ZABRANIA SIĘ ZABRANIAĆ.
W oczy rzucają się jeszcze inne pozajęzykowe, osobliwości tego ruchu:
1) Masowość i powszechność – nie tylko Warszawa, Gdańsk i Kraków, ale i Limanowa. Demonstracje w małych ośrodkach to ciekawe novum.
2) Antyklerykalny charakter: zarysował się niezachwiany – wydawałoby się – autorytet. Ludzie poszli pod kurie kierując swój gniew nie ku świątyniom lecz instytucji. Przychodzili pod krakowskie „papieskie okno” nie po to aby się modlić, ale by krzyczeć.
3) Odmiennie protest polityczny. Skierowany był nie tylko przeciw instytucjom ale i osobom. Tłumy poszły nie tylko pod URM i na Nowogrodzką, ale na Parkową i Żoliborz.
Nie było pokolenia, które byłoby doświadczone tak powszechnie, tak bezwyjątkowo. Doświadczyli lockdownu, zakazu przemieszczania i cyfrowej szkoły. Byli – i są – skazani na samotność w sieci. Doświadczyli izolacji i separacji, zamknięcia i zakazu kontaktów. Kiedyś krnąbrni uczniowie „szli do kozy”, byli karani odseparowaniem od rówieśników: ich zabaw i towarzystwa. Teraz „do kozy” poszło całe pokolenie. Stad też bycie razem, bycie w tłumie, niesie im ożywcze poczucie wolności i wspólnoty, wyzwolenia od samotności. Jestem głęboko przekonany poczucie bycia razem da im wrażenia, których nie da się zapomnieć (wie to każdy, kto kiedyś demonstrował lub strajkował). To swoiste poczucie więzi, to esprit de corps, wzmocnione jest reakcjami władzy. Nastolatek znalazłszy się naprzeciw policyjnych kasków i żandarmskich beretów od razu staje się ważniejszy i silniejszy. Ma pewność, że władza się go boi, że się z nim liczy. Ma poczucie siły, podmiotowości i sprawczości. To doświadczenie inicjacji społecznej, które daje się porównać jedynie z inicjacją seksualną. To droga ku dorosłości. Tego się nie da zapomnieć.
Ten czas będzie „mitem założycielskim” pokolenia ludzi urodzonych około roku 2000. To ich „przeżycie pokoleniowe” – formacyjna kategoria generacyjna. Walczą o wolność wyboru dla kobiet i o szacunek dla nich, o tolerancję dla osób nieheteronormatywnych, o wolność od ingerencji kościoła w obyczajowość. I mają ci bojownicy (płci obojga) swoje zawołanie i swój znak a dla przeciwników najstraszniejszą obelgę – OBCIACH!
A władza została zbluzgana i ośmieszona na dziesiątkach kartonów i internetowych memów. Takiej władzy nikt nie szanuje. Władza może być okrutna, nawet straszna – ale nie może być śmieszna.
Marek Karpiński
Tekst zaczerpnięty z profilu Autora na FB
Zdjęcie ilustrujące: 30 października, Al. Jerozolimskie. Autor: Marcin Talarek. Źródło: Profil FB
Tytuł od redakcji