Na początku października tego roku, z chwilą zaprzysiężenia zrekonstruowanego rządu Mateusza Morawieckiego powołano nowego wicepremiera, który objął przywództwo nad Komitetem Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych. W jego skład weszli ministrowie: obrony, sprawiedliwości, spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych oraz koordynator służb specjalnych. Kierowanie wspomnianym Komitetem powierzono Jarosławowi Kaczyńskiemu, który otrzymał decydujący głos przy podejmowaniu decyzji, co do zasady zapadających w drodze uzgodnień.
Nie minęły 2 tygodnie, kiedy za sprawą orzeczenia organu pełniącego rolę sądu konstytucyjnego formalnie kierowanego przez Julię Przyłębską, materia powierzona Jarosławowi Kaczyńskiemu zaczęła przyprawiać go o zmartwienia w trudnych czasach epidemii COVID–19 dlatego, że wspomniana decyzja wywołała niekontrolowaną falę protestów kobiet, do których dołączyły inne grupy społeczne.
Brzemię odpowiedzialności za bezpieczeństwo państwa nie pozwoliło wicepremierowi pozostać biernym. Wpisując się w cyfrową rewolucję przyspieszoną postępującym rozwojem pandemii nagrał i zamieścił krótki film – oświadczenie, które zostało opublikowane w związku ze specjalną transmisją w serwisie społecznościowym Facebook.
W wystąpieniu Jarosław Kaczyński stwierdził, że zarówno ci, którzy wzywają do uczestnictwa w protestach społecznych, jak i ci, którzy w demonstracjach tych uczestniczą, sprowadzają niebezpieczeństwo powszechne, a więc dopuszczają się przestępstwa, poważnego przestępstwa, a władze mają nie tylko prawo, ale i obowiązek przeciwstawiania się tego rodzaju wydarzeniom”.
Nie upłynęły nawet 24 godziny, kiedy przesłanie zawarte w facebookowym wystąpieniu zainspirowało Prokuratora Krajowego do skierowania pisma instrukcyjnego adresowanego do podległych sobie prokuratorów. Najwyższy prokuratorski przełożony (oczywiście poza Prokuratorem Generalnym, pełniącym funkcję z nadania politycznego), przesądzając o nielegalnym charakterze odbywających się zgromadzeń polecił niezwłoczne prowadzenie czynności i wydawanie decyzji procesowych.
„Na szczęście” jako doświadczony prokurator zawęził krąg osób podejrzewanych o sprawstwo przestępstwa sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób (o jakim mowa w art. 165 § 1 pkt 1 k.k.), który zakreślił wicepremier Jarosław Kaczyński, ograniczając go jedynie do osób organizujących „nielegalne demonstracje”, podżegających lub nawołujących do udziałów w nich.
Wszyscy ci, którzy w piątek 30 października chcieli zamanifestować swój protest, z pewnością odczuli ulgę. Ulga ta jednak nie trwała zbyt długo.
Wobec tego, że inspiracja przyszła „z góry”, do tablicy poczuł się wywołany także najmłodszy wiceminister w „teamie” Zbigniewa Ziobry – Michał Woś. Jeszcze tego samego dnia w piątek wieczorem, na antenie Radia Maryja miał powiedzieć, że: „Wszyscy prokuratorzy w Polsce mają traktować organizatorów nielegalnych zgromadzeń jak przestępców. Będą stawiane zarzuty. Będzie grozić im nawet do 8 lat więzienia w związku z narażeniem na utratę życia lub zdrowia, bo sytuacja z epidemią jest poważna”.
Nie odmawiając Panu Ministrowi chęci do działania, która cechuje młodych, dynamicznych ludzi zauważyć należy, że wiceminister sprawiedliwości nie posiada żadnego władztwa nad prokuratorami. Prokuratura nie jest, jak Straż Leśna, służbą mundurową i model jej funkcjonowania jest inny niż znany Michałowi Wosiowi w związku z pełnieniem funkcji Ministra Środowiska. Prokuratorzy przynajmniej w teorii są niezależni, a walor ten jest w środowisku zawodowym pożądany i niekwestionowany. Co więcej, jedno z prokuratorskich stowarzyszeń zawodowych (Niezależne Stowarzyszenie Prokuratorów Ad Vocem) przymiot niezależności ma wypisany w nazwie.
Pan Minister Michał Woś chyba nie brał udziału w tworzeniu nowego Prawa o prokuraturze. Co prawda pozwala ono na wydawanie poleceń, także przez Prokuratora Generalnego w indywidualnych sprawach, niemniej jednak przewiduje możliwość żądania wydania polecenia na piśmie, odmowy jego wykonania, a nawet możliwość złożenia wniosku o wyłączenie prokuratora z prowadzenia sprawy. Pomimo oczekiwań o charakterze politycznym prokuratorzy, o czym jestem przekonany, nie będą bezwolnymi narzędziami stawiającymi zarzuty tylko dlatego, że działacze partii rządzącej albo ich przełożeni oczekują od nich bezrefleksyjnego automatyzmu. Nie wykluczam, że znajdą się i tacy, którzy będą służyć dobrej zmianie z zamkniętymi oczami. Niemniej jednak nawet o szeregowych prokuratorach nikt nie zapomni.
W dobie Internetu mają zapewnioną nieśmiertelną sławę swoich poczynań.
Jacek Bilewicz
*Autor jest członkiem zarządu Stowarzyszenia Prokuratorów „Lex Super omnia”