Bodaj dwa tygodnie temu Pan Sędzia nie był zdecydowany jeszcze, czy weźmie udział w posiedzeniu składu, który ma orzekać o uchyleniu jego immunitetu. Jestem przekonany, że ta decyzja już w nim obecnie dojrzała i w poniedziałek wszyscy się dowiemy, czy w sądzie się pojawi czy nie.
Nie zamierzam, broń Boże, doradzać mu w tej kwestii, ale zastanawiając się jak postąpiłbym w takim przypadku ja, a sądzę, że żyją jego sprawą wszyscy sędziowie – dochodzę do wniosku, że postawiony przed takim dylematem, wybrałbym jednak absencję. I to co najmniej z dwóch względów.
Po pierwsze, ze stanowiska TSUE, jak i z orzeczeń połączonych izb naszego Sądu Najwyższego jasno wynika, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie jest sądem w rozumieniu prawa europejskiego, a także naszej Konstytucji. Mówiąc wprost jest to sąd specjalny, ze względu na tryb jego powołania, dobór sędziów, tryb przedstawiania zarzutów i całą procedurę jego działania. Z „sędziów” Izby Dyscyplinarnej uczyniono grupę funkcjonariusze do zadań specjalnych, dając im nawet specjalne wyższe o 40% wynagrodzenie – swego rodzaju 40% plus.
Swoją drogą trzeba być absolutnym cynikiem i wyjątkowo łasym na pieniądze, aby dać się tam zwerbować. Wiem o czym mówię, bo znam osobiście i to bardzo dobrze, bo od wielu lat, jednego z tych najmitów.
To był powód pierwszy i najważniejszy. A drugi to taki, że oni tylko czekają, aby obwiniony stawił się osobiście i taką postawą niejako uwiarygodnił i uprawomocnił ich działalność, w sytuacji kiedy oni sami dobrze wiedzą, jaki jest ich rzeczywisty status prawny i pozycja w świecie prawniczym.
Nie zasługują na taką satysfakcję. Rola sędziego Igora Tuleyi (nie wiem, czy dobrze deklinuję Jego nazwisko) w sprawie, która jest czyniona przedmiotem zarzutu, opisana jest drobiazgowo w samych aktach sprawy. Nie sądzę, aby trzeba było tu cokolwiek wyjaśniać – z poza tym po co…