Prezydent USA nominował kandydatkę do Sądu Najwyższego USA, która zajmie miejsce zmarłej niedawno p. sędzi Ruth Bader Ginsburg. Nominowana kandydatka, p. sędzia Amy Coney Barrett ma opinię konserwatystki w takich sprawach jak m.in. aborcja, imigracja, czy „święte” w USA i zagwarantowane przez 2 poprawkę do Konstytucji USA, prawo do posiadania i noszenia broni.
W sprawie tej nominacji znaczenie mają jednak nie tylko rzekome poglądy kandydatki, ani nawet jej płeć (nt. będzie zaledwie piątą kobietą – sędzią Sądu Najwyższego w historii USA). Wtórna jest także szeroko dyskutowana kwestia jej powołania właśnie teraz, na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi w USA. Postulowany aktualnie przez Demokratów dobry obyczaj, zwany Thurmond rule (jednak nie wiążące regulacje prawne, bo te – stety, niestety potwierdzają prawo obecnego prezydenta USA do wysunięcia nominacji sędziowskiej) nakazywałby powstrzymać się z nominacją do czasu wyboru nowego prezydenta USA, wyposażonego w odnowiony mandat demokratyczny, co z kolei przedkładać się ma na legitymację wybranej kandydatki/kandydata do SN.
W sprawie tej niezwykle istotny jest także wiek kandydatki – „zaledwie” 48 lat. Biorąc pod uwagę, że Konstytucja USA nie przewiduje kadencji sędziów Supreme Court (mówi jedynie w art. III, że pełnią urząd „during good behaviour”), w praktyce oznacza to dożywotnie pełnienie urzędu. Przypadki przejścia na emeryturę i rezygnacji z urzędu zdarzają się czasami (aktualnie żyje dwóch emerytowanych sędziów SN USA, w tym pierwsza kobieta w jego składzie w historii – dziewięćdziesięcioletnia dziś Sanda Day O’Connor – sędzia SN w latach 1981-2006 r.), jednak często sędziowie umierają na urzędzie (wspomniana p. sędzia p. Ruth Bader Ginsburg zmarła w wieku 87 lat).
To konstytucyjne rozwiązanie w założeniu miało zapewnić sędziom SN pełną niezależność od czynników politycznych, które mogłyby podejmować próby wpływania na orzecznictwo. Skutkiem jego jest jednak sytuacja, w której prezydent, który nominuje kilka zatwierdzonych przez Senat kandydatur na sędziów Sądu Najwyższego ma szansę określić na długie lata (także po zakończeniu jego czteroletniej kadencji prezydenckiej) linię orzeczniczą SN. Tak się bowiem składa, że Prezydenci – Republikanie chętnie nominują na sędziów kandydatury osób uchodzących za konserwatywne (vide Donald Trump który nominował już 2 sędziów SN – Neila Gorsucha i Bretta Kavanaught), podczas gdy Prezydenci – Demokraci dla odmiany sięgają raczej po osoby o poglądach liberalnych (vide Barrack Obama, który nominował dwie kobiety – p. sędzię Sonię Sotomayor i p. sędzię Elenę Kagan). Jeśli zatem obecna, czterdziestoośmioletnia kandydatka do SN p. sędzia Amy Coney Barrett rzeczywiście w swoim orzecznictwie w SN kierować się będzie przypisywanymi jej konserwatywnymi przekonaniami, to układ sił w dziewięcioosobowym składzie Sądu Najwyższego USA na długie lata może przechylić się na prawo, co w oczywisty sposób przełoży się na interpretację orzeczniczą standardów prawnych, m.in. w zakresie praw obywatelskich i praw człowieka.
Pojawia się tu pytanie, czy brak ograniczeń wiekowych w zakresie pełnienia urzędu przez sędziów Sądu Najwyższego USA nie jest ograniczeniem systemu demokratycznego? O ile bowiem Izba Reprezentantów i Senat, oraz Prezydent USA podlegają rotacyjnej wymianie w demokratycznych wyborach, o tyle skład Sądu Najwyższego jest zasadniczo dożywotni.
To „elitarne” rozwiązanie przyjęto w USA w XVIII w. (gdy nie istniało powszechne prawo wyborcze – przykładowo kobiety uzyskały je ostatecznie dopiero na mocy 19 poprawki do Konstytucji USA w 1920 r.), jest ono zatem elementem amerykańskiej tradycji konstytucyjnej i zasadniczo dobrze sprawdzało się jako stabilizator systemu polityczno – prawnego w USA. Czy jednak współcześnie, w dobie demokratyzacji systemu może być ono wzorcem do naśladowania? Lepszym rozwiązaniem, godzącym wymogi związane z koniecznością zapewnienia sędziom SN niezależności i niezawisłości z demokratycznym charakterem systemu politycznego byłoby wprowadzenie jednej, 9-letniej kadencji sędziego SN. Z jednej strony, jednokrotna kadencja, bez możliwości przedłużenia uodporniałaby sędziego na wpływy polityczne, z drugiej długa kadencja (ponad dwukrotnie dłuższa od kadencji Prezydenta USA) zapewniałaby stabilizację systemu i ciągłość orzeczniczą bez kontrowersji co do podważania standardu demokratycznego.
Jacek Barcik
Komentarz prof. Jacek Barcik opublikował na swoim profilu na FB