W 1930 r. na polecenie Józefa Piłsudskiego prezydent Ignacy Mościcki rozwiązał parlament. Chodziło o takie zmiany w konstytucji, żeby władza wykonawcza zyskała przewagę nad władzą ustawodawczą. Piłsudski (pod niego krojono nową ustawę zasadniczą) uzyskałby wyższość nad sejmem i senatem. Partia kręgów rządzących, Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (BBWR) miała większość, ale nie była to większość bezwzględna.
Opozycja przed wyborami była podzielona, ale już widać było elementy konsolidacji, istniał Centrolew. Władza piłsudczykowska aresztowała dwunastu posłów opozycji i osadziła ich w twierdzy brzeskiej. BBWR wygrał wybory.
Powyższe to wielki skrót, chodzi o to, czy nie grozi nam powtórka z Brześcia, co jest nawiązaniem do słów Jarosława Kurskiego (z „GW”): „Następne ‘wybory’ parlamentarne będą jeszcze mniej uczciwe, jeszcze trudniejsze/…/ Tylko sojusz wyborczy demokratów ma szansę wygrać z PiS”.
Jarosław Kurski przestrzega przed próbami poróżnienia opozycji przez J. Kaczyńskiego wzorem Orbana. Ale czy to PiS wystarczy, czy trzeba się bać metod brzeskich?
Otóż nie. Jest nas zbyt wielu – dziesięć milionów demokratów. Politycy opozycji mogą spokojnie się jednoczyć. Nie trafią na ławę oskarżonych ani za kraty.
Jakub Tau