Zapewne względy wyborcze (i dorady fachowców) sprawiły, że prezydent Duda przeprosił Ślązaków za hejt związany z koronawirusem w ich rejonie. Cóż, kiedy przeproszenie ma sens wyłącznie wtedy, gdy pochodzi od sprawcy – tam powinny paść słowa współczucia plus wniosek do prokuratury o ściganie internetowych nienawistników. Owszem, gdyby np. dzisiaj prezydent przeprosił za zatrudnienie w swym sztabie wyborczym autorów ordynarnej akcji plakatowej przeciw sędziom, zasłużyłby na ukłon – na to jednak fachowcy się nie zgodzą.
Aleksander Stępkowski, nowy rzecznik prasowy SN, udzielając wywiadu „Tygodnikowi Solidarność”, w sposób obrazowy przedstawił podział między sędziami Sądu Najwyższego. Dał nam przed oczy „starą kamienicę komunalną”, w której „sędziowie starsi stażem” prowadzili sobie „życie ciche, dostatnie i spokojne”, aż do dnia, w którym dokwaterowano nowych lokatorów, „w sytuacji, gdy do tej pory, to oni decydowali de facto o tym, kto zamieszka w `ich` kamienicy”. Postarajmy się temu obrazowi (i zdaniu) przypatrzeć… Praca sędziów SN nie jest żadną miarą „życiem cichym” i „spokojnym” (eufemizm rodem z bajki). A może jest „dostatnie”? Toż to właśnie „nowi” z Izby Dyscyplinarnej mają pensje wyższe o 40 % od pozostałych sędziów (argument chybiony). Uprawnienia środowiska sądowego były umocowane de iure, a nie de facto (prawnicza konfabulacja). Pokrętne jest sformułowanie „sędziowie starsi stażem” (rzecz nie w stażu, tylko w niepodważalnej legalności ich wyboru). To jeszcze nie koniec… Dokwaterowaniem w czasach komuny było wpakowanie kogoś do budynku kosztem dotychczasowych lokatorów, ale nie to miał na myśli rzecznik. Mimo wszystko uznaję owo „dokwaterowanie” za kolejne zniekształcenie przekazu. Czemu? Otóż stworzenie w SN dwóch nowych izb nie było czymś w rodzaju zapełnienia wolnych mieszkań w starym domu, ale dobudowaniem doń, i to na chybcika, wielkiego segmentu z „nowymi lokatorami”. I na koniec coś, czego autor nie dopowiedział – najważniejsza osoba w tej „starej kamienicy” (I prezes) została mianowana przez kogoś, kto z zarządem budynków („komunalnych”!) nie ma nic wspólnego (prezydent RP). Skoro więc rzecznik Stępkowski już na początku urzędowania zafundował nam dzieło tak niedoskonałe, to i przyszłe będą miały podobny styl. Na razie to przypuszczenie, a za miesiąc – pewnik.
Kategorycznie zaprzeczam, kategorycznie domagam się… – znamy podobne wypowiedzi, sami też nieraz dzielimy na kategorie, wypowiadamy się w kategoriach, etc… Za tym wszystkim kryje się greckie słowo „kategoria”, mające również prawne znaczenie, oznaczające oskarżenie, skargę na kogoś. Stwierdzam kategorycznie, że mówimy w obcych językach znacznie częściej niż nam się zdaje.
Afronty słowne serwowane nam nieustannie przez polityków partii rządzącej tłumaczę ich przekonaniem, że nigdy nie utracą władzy, a nawet gdyby to się przydarzyło, i trzeba by zmienić zawód, to będą w glorii męczenników. Ponieważ jedno napędza drugie, nie liczmy na zmianę. Na wzmożenie, owszem. Tu nas zawód nie spotka.
Z tytułu wydatków na nieprzeprowadzone wybory wydano – na razie – 70 milionów. Chociaż główny aktor tej operacji, Jacek Sasin, dostał poparcie (i brawa) większości sejmowej, opozycja zapowiedziała postawienie go przed Trybunałem Stanu. Czy to się uda? Warto pamiętać, że najbardziej spektakularna przedwojenna sprawa tego typu też dotyczyła wyborów. Minister Gabriel Czechowicz w roku 1929 stanął przed Trybunałem z zarzutem przekazania sporych państwowych pieniędzy na fundusz wyborczy BBWR. Stanęło na stanięciu – wyrok nigdy nie zapadł. Przyczyną były rządowe obstrukcje, a potem Brześć, do którego trafili główni wnioskodawcy oskarżenia.
Marian Sworzeń
prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – autor książek „Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą”, „Opis krainy Gog”, „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”.