Acting First President of the Supreme Court – to nazwa tymczasowej funkcji Kamila Zaradkiewicza w anglojęzycznej wersji komunikatu jego autorstwa, zamieszczonej na stronie internetowej SN. Do tej pory nie dawano tam tłumaczeń prezydialnych obwieszczeń, więc najwidoczniej szło o zbrukanie Sądu Najwyższego wobec zachodnich środowisk prawniczych na tyle, by zaaprobowały styl urzędowania p.o. prezesa. Wersja polska była dostępna już 1 maja, zaś „Statement” zawisł dopiero 7 maja. Czyżby tak długo trwało tłumaczenie niespełna dwustronicowego tekstu? Dlaczego w takim razie nie dodano przekładu zarządzenia o usunięciu portretów byłych prezesów SN opatrzonego i numerem (52/2020), i dwoma linijkami podstaw prawnych? To wskazuje na pomysł z zewnątrz, od kogoś z branży PR-u. Ale takich przecież sądy nie zatrudniają. Czyżby więc ludzie od pasków? To by pasowało.
Sprawą niemałej wagi jest odpowiedzialność za inną osobę – prawo od wieków rozróżnia funkcje posłańca, zarządcy czy pełnomocnika. Wiadomo, że rola posłańca polega tylko na zaniesieniu listu, natomiast pełnomocnik ma możność odpowiednio szerokiego działania. Jest to oczywiście przedmiotem studiów, kodeksowych uregulowań i sądowych orzeczeń. Towarzyszy temu też pytanie, wcale nie poboczne, jak byśmy się czuli, gdyby to nasz delegat do załatwienia sprawy X w społeczności Y wykonał literalnie swoją robotę, ale w sposób tak oburzający, że to na nas by spadły podejrzenia o wydanie mu takich właśnie instrukcji. Co wtedy? Ano regułą jest milczenie zainteresowanych – tym twardsze, im mocniejsze są pretensje. Przykłady? Tu i ówdzie, i na dole, i u góry. Zwłaszcza tam.
Erozja prawdy w przestrzeni publicznej jest nie tylko naszą bolączką. Ceniony publicysta, Timothy Snyder, znajduje na to panaceum w poczuciu odpowiedzialności dziennikarzy (w szczególności lokalnych), zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Mówi też, że najgorsze jest ludzkie przyzwyczajenie się do bycia okłamywanym, bo skutkuje ono wzmożonym wręcz oczekiwaniem na to samo. Podobnie pisał w swej książce o tyranii wydanej przed trzema laty, tej, w której wołał o obronę instytucji demokratycznych. A teraz, w wywiadzie dla madryckiego „El Pais” dodaje: „Musimy ocalić instytucje, które jeszcze nam zostały, a potem będziemy musieli kreatywnie pomyśleć o stworzeniu nowych” (za GW z 2.5.br). Podał Hiszpanom dwa przykłady ze świata budzące jego obawy. Wymienił Polskę. Partneruje nam USA. Takie tango…tango triste.
Są w „Zamku” Franza Kafki najróżniejsze opisy praktyk urzędniczych, ale co ciekawe nie ma tam słowa o sądownictwie. Miejscem akcji jest wieś, nad którą w oddali góruje zamkowa posiadłość. Wszystko obraca się wokół przepisów natury wyłącznie administracyjnej (aczkolwiek ich szczegółowa treść nie jest czytelnikowi zakomunikowana). Są liczni pisarze, sekretarze, woźni, są oczywiście akta, ich regularne dostarczanie (wózkiem ręcznym) i przydzielanie (niewolne od pretensji), są posłuchania udzielane petentom, są wyznaczone godziny pracy, także przesłuchania (również nocne), ale nie ma więzień, asesorów, sędziów, prokuratorów, adwokatów, procesów, skazanych, aresztowanych. Na kartach książki panuje zima, co chwilę sypie śniegiem. A u nas jest teraz maj, wracamy do rzeczywistości…
Obaj sygnatariusze porozumienia, w którym expressis verbis uznano, że unieważnienie wyborów przez Sąd Najwyższy pozwoli na nową datę elekcji prezydenta, już do tego słowem nie wracają. Ale to sprawy nie zamyka! Nie powinno być tak, że pierwsi ludzie w kraju (Kaczyński jest doktorem prawa, Gowin – byłym ministrem sprawiedliwości) nie znają konstytucji. Jej art. 129 mówi, że „Ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej stwierdza Sąd Najwyższy”. Ergo: gdy wyborów nie było, nie ma czego unieważniać. Przykład: sąd biskupi nie unieważni małżeństwa w sytuacji, w której pan młody ucieknie sprzed ołtarza, choć wcześniej ogłoszono zapowiedzi i zarezerwowano lokal z orkiestrą. Owszem, podjęto próby ratowania reputacji obu polityków. Pierwsza to wypowiedź przewodniczącej izby SN, wyłonionej z nominacji neo-KRS – pani sędzia, zamiast jasnego stwierdzenia o niemożności skarżenia… stanu niezaskarżalnego, mówiła o niezawisłości sądów w ogólności. Drugą była uchwała PKW, która zrównała brak wyborców przy urnach z… brakiem kandydatów na urząd. Jakże ryzykowna to analogia! Być może członkowie PKW znają kraje w Europie, gdzie prawo jest zmieniane przed datą wyborów, bez dbania o to, czy są skompletowane komisje, czy mają lokale, etc. Proszę o ich listę.
Rząd do tej pory nie wykonał żadnego poważnego ruchu w odpowiedzi na postanowienie TSUE dotyczące izby dyscyplinarnej SN. Wyznaczony termin 30 dni niedługo się skończy. Czas biegnie, a kary jak groziły, tak grożą. „Jakoś to będzie” ma jednak swoją cenę, kosztuje. Ile? Zobaczymy przy płaceniu.
Marian Sworzeń
prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – autor książek „Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą”, „Opis krainy Gog”, „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”.