Nakaz zasłaniania twarzy obowiązuje powszechnie. Przepisy wymieniają kilka sposobów jego spełnienia, w tym używanie masek lub maseczek. Kiedyś było w naszym języku słowo „larwa”, odnoszące się do wszelkich osłon twarzy, od karnawałowej po całkowicie kryjącej. Wystarczy przywołać fragment z lekturowego „Wallenroda”: „Dwunastu sędziów, każdy w czarnej zbroi, /Wszystkich maskami zamknięte oblicza, /W lochach od gminnej ukryli się zgrai, /A larwą jeden przed drugim się tai”. Stary wyraz wcale nie wyliniał, przeciwnie – przeszedł próbę czasu i pasuje jak ulał do wyglądu naszych twarzy na ulicach. Jesteśmy przecież w okresie larwalnym.
Autorytet władzy buduje się na wiele sposobów, ale z pewnością nie przez ostentacyjne mówienie nieprawdy. Skoro nawet najskromniejszy świadek jest pouczany o zagrożeniu więzieniem w razie kłamstwa, to co zrobić, gdy rozmyślne niemówienie prawdy zarzuca się najwyższym władzom… Przedstawicielstwo UE w Polsce zwróciło się niedawno do rządu RP, by rzetelnie informował o kwotach finansowej pomocy ze strony Unii, a nie sugerował, że jej wcale nie ma. Trzeba w tym się znaleźć. Najlepiej przeprosić – niekoniecznie głośno, można na piśmie. Byle jeno nie delegować do publicznej odpowiedzi któregoś z ministrów albo europosłów z PiS – zaczną od honoru, położą sprawę z kretesem.
Kapitan Charles Boycott co prawda nie opłynął świata (był oficerem piechoty), ale wpłynął na język, firmując swym nazwiskiem powstrzymanie się od… i tu można dać dziesiątki przykładów bojkotu, od polityki i kultury po handel. Rzecz miała miejsce w roku 1880, w Irlandii, w hrabstwie Mayo, gdzie kpt. B. był zarządcą dóbr angielskiego lorda. Popadł w konflikt ze społecznością rdzennych Irlandczyków, która – w odpowiedzi na jego brutalne metody – pozbawiła go robotników najemnych i dostawców. Koniec końców, musiał sprowadzić żniwiarzy z odległych części kraju, zaś ich pracę ochraniał oddział wojska, a to wszystko razem wzięte tylko pomnożyło straty. Ostatecznie bojkot nie wyszedł Boycottowi na dobre, bo musiał zrejterować do Anglii. Rozmyślnie właśnie teraz przedłożyłem tę historię z hrabstwa Mayo, bo maj coraz bliżej, a z nim pytania: „Czy będą wybory?”, „A jeśli tak – iść czy zbojkotować?”. Musimy na nie udzielić sobie jasnej odpowiedzi, bo wysp, na które można uciec, nie ma.
A to dopiero zaskoczenie! Cieszący się powszechnym szacunkiem Trybunał Konstytucyjny, po wysłuchaniu referatu darzonego podobną estymą Stanisława Piotrowicza, podzielił wątpliwości rządu i odważnie uznał, że styczniowa uchwała trzech połączonych izb Sądu Najwyższego nadaje się do kosza. Czy TK postąpi podobnie w sprawie decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczącej izby dyscyplinarnej SN? Tego nie jestem pewien, bo za zlekceważenie tego postanowienia grożą Polsce znaczące kary. Ponieważ odwaga i tu ma swoją cenę, przyszły referent tej drugiej sprawy (p. Pawłowicz?) już teraz powinien spytać premiera, czy znajdzie na to pieniądze z ustawy o tarczy antykryzysowej.
Zapowiedź Andrzeja Dudy o utrzymaniu „500 plus” jest o tyle dziwna, że do tej pory żaden z jego kontrkandydatów nie wzywał do likwidacji tego programu. Sztab wyborczy urzędującego prezydenta zapomniał najwyraźniej, że ich kandydat już dawno temu zapowiedział pomoc dla frankowiczów (było ich około miliona), z której – poza odesłaniem ludzi na drogę sądową – nic nie wyszło. Teraz, gdy całe społeczeństwo może stać się zbiorowym frankowiczem, lepiej nie porywać się na żadne obietnice. Zwłaszcza, gdy samemu już dało się przykład.
Marian Sworzeń
prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – autor książek „Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą”, „Opis krainy Gog”, „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”.