Wedle oświadczenia kancelarii sejmu z 14 lutego, dopiero wyrok WSA z 24 stycznia spowodował, że odpadła „przeszkoda prawna” odmowy publikacji list poparcia do KRS. Niestety, niepodpisany autor oświadczenia nie przeczytał uzasadnienia wyroku. Gdyby to zrobił, dowiedziałby się, że owa przeszkoda, i to od samego początku, nie istniała, jako że blokujące działanie prezesa UODO było „ewidentnym naruszeniem zasad praworządnego państwa”. To, że p. Nowak (szef UODO) wyruszył na sądowy bój z zachęty bohatera niedawnego publicznego targania urzędowych papierów, p. Nawackiego (prezes sądu w Olsztynie), dodaje tylko sprawie wstydliwego smaczku. Ot!, padła cała opowiastka o dobrych, bo bezinteresownych, sygnatariuszach list i niedobrych, bo ciekawskich, obywatelach. Szkoda, że tak późno.
O tym, że Michał Lasota należy do trójki głównych rzeczników dyscyplinarnych, wiedzą wszyscy, ale mało kto zna opublikowany właśnie dokument jego autorstwa. Jest to opinia o kandydacie, którego p. Lasota był zgłoszeniowym pełnomocnikiem. Cytuję: „Pana sędziego cechuje niezwykły spokój i opanowanie”. Fragment ten dotyczył… Macieja Nawackiego. No cóż, wszak spokój i opanowanie powinny cechować każdego sędziego, nic w tych słowach dziwnego, po co więc była ta gradacja… Gdyby listy zostały na głucho zamknięte, nikt by nie wiedział o tej przysłudze, tak pełnej koleżeńskiej życzliwości. Stało się inaczej i objawił się tytuł do chwały pana rzecznika. Nieprzesadny, i zarazem rzeczywisty…
Konrad, bohater „Dziadów”, jego przemiana związana z nowych imieniem, to klasyka szkoły średniej. Podobna ewolucja imienna przydarzyła się na listach zgłoszeniowych do KRS podpisywanych przez p. Piebiaka, bohatera późniejszego skandalu hejterskiego (co z nim teraz, nie wiadomo, najpewniej korzysta z oficjalnego urlopu). Otóż onże podpisywał się w styczniu 2018 roku raz jako Łukasz, a bywało, że i dwoma imionami – Łukasz Konrad. Jakie przybrał imię w tajnym sympozjonie oszczerców działającym w najlepsze w sieci do lata 2019 roku? Nie chcę improwizować, po prostu nie wiem. I nie zamierzam tego sprawdzać. Ktoś to i tak za mnie zrobi.
Abusus to po łacinie nadużycie; może dotyczyć nie tylko zaufania, życzliwości, stanowiska, ale także prawa. Abusus iuris zachodzi wtedy, gdy wszystko gra na papierze, ale kłóci się z poczuciem sprawiedliwości. Niemal każdy system prawny zna sposób, by jakoś sobie z tym poradzić. W naszym prawie cywilnym jest artykuł 5 zawierający tzw. klauzulę generalną, dzięki której sąd przykładowo może oddalić udokumentowane powództwo o eksmisję osoby niepłacącej od kilku lat czynszu, gdy okaże się, że jest to samotna, porządna kobieta z czeladką małych dzieci. Nie jest z pewnością dobrym korzystaniem z prawa, gdy kilkuset członków grupy zawodowej liczącej dziesięć tysięcy ludzi tworzy listę osób, od której mają zależeć wszystkie ważne sprawy dla tejże grupy. Nie jest wcale dobrze, gdy tak postępujący oddają następnie tę listę w ręce innych, by uczynili ją prawem. A już z pewnością nie jest dobrze, gdy ci inni robią wszystko, by ową listę ukryć jak najgłębiej. Bo jedni i drudzy wiedzą, że choć to gra, to tylko na papierze.
Nastąpiło jednak wielkie otwarcie… tychże list poparcia, więc wracam do sprawy ponownie… Pamiętać trzeba, że listy chowano nie dlatego, że były fałszywe, ale z tej przyczyny, że były prawdziwe. Ta ujawniona wiedza nie była więc ową szlachetną, ewangeliczną prawdą o Królestwie, która czyni człowieka wolnym. Upublicznieniem list nie może się szczycić rządowa większość, bo nie miała z tym nic wspólnego. Wyrok WSA nie zapadł przecież w próżni, miał swoich konkretnych inicjatorów, autorów skarg. Każdy był inny – posłanka, urząd państwowy i organizacja pozarządowa. Bez wniosków Kamili Gasiuk-Pihowicz, Rzecznika Praw Obywatelskich i Fundacji Centrum Analiz dla Rozwoju nadal słuchalibyśmy zaklęć i opowieści marszałek Witek i premiera Morawieckiego o szkodliwości niepowołanego dostępu do cudzych listów. Do argumentacji obrońców tajności brakowało jeszcze powołania się na konstytucyjną ochronę tajemnicy korespondencji (art. 49). Na szczęście, na ten próg (śmieszności) na razie nikt jeszcze nie wstąpił. Przewidując wszelako „wsteczną obróbkę” tematu o roboczym tytule: „Co by pan/pani zrobił/ła, gdyby ktoś ogłosił pana/pani list sprzed kilku lat?”, już znam listę zaproszonych gości do programu w TVP, już widzę te paski u dołu…
Dość spraw listowych! Już są pierwsze zestawienia i analizy, będą też oświadczenia, zaprzeczenia i potwierdzenia – to wszystko jeszcze przed nami. Trwa wciąż karnawał, będą niedługo ostatki – w niektórych krajach, w Niemczech chyba, obcina się wtedy dla żartu krawaty. A już na poważnie: po obcięciu pensji sędziemu Juszczyszynowi, warto dołożyć się do zbiórki na fundusz zainicjowany przez „Iustitię”. Warto, a nawet trzeba.
Aberracją jest chwalenie się instytucji państwowej własnymi niepowodzeniami… Nieudane i kosztowne „wysiłki” CBA przy rozpracowywaniu majątku prezydenta Kwaśniewskiego zostały z pompą ujawnione przez prokuraturę, gdy eks-agent Tomek zaczął rozpowiadać na lewo i prawo, iż działał pod dyktando swych szefów. Przed panem T. (notabene byłym posłem PiS) otworzyły się obecnie dwie drogi: wielomówność albo milczenie – którąś z nich musi wybrać, bo na płatny urlop nie ma szans. Jest też całkiem dobra wiadomość, świadcząca o niemałej skromności służb: agenci (a jest ich więcej niż tysiąc) nie zażyczyli sobie w nowym budżecie zakupu butów z dyskretnym napisem CBA (pod językiem) w nawiązaniu do obyczaju rzymskich senatorów, co to na obuwiu mieli jawnie wyszytą literę C (od centum; było ich równo stu).
Marian Sworzeń
*prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – autor książek „Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą”, „Opis krainy Gog”, „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”.
Od Redakcji: Na zdjęciu ilustrującym sędzia Michał Lasota, wicerzecznik dyscyplinarny