Mamy właściwie do czynienia z odwróconą formułą Radbrucha – bezkrytyczne przyjęcie prymatu polityki nad prawem powoduje bowiem, że rządzący zachowują wprawdzie pewne pozory ustawowego prawa, ale nad nim unoszą się polityczne realia ponadustawowego bezprawia.
W 1946 roku Gustav Radbruch opublikował na łamach Südeutsche Juristen-Zeitung swój słynny artykuł „Ustawowe bezprawie i ponadustawowe prawo”. We współczesnej filozofii prawa tekst był szeroko komentowany, a zawarta w nim tzw. formuła Radbrucha podlegała różnym interpretacjom. Wszystkie te interpretacje mieściły się jednak w pewnych przyjętych powszechnie w prawoznawstwie paradygmatach.
Państwo PiS przyniosło pod tym względem nową jakość. Ostatnio na jednym z portali społecznościowych prof. Jan Woleński bardzo trafnie zwrócił uwagę, że w Polsce mamy właściwie do czynienia z odwróconą formułą Radbrucha – bezkrytyczne przyjęcie prymatu polityki nad prawem powoduje bowiem, że rządzący zachowują wprawdzie pewne pozory ustawowego prawa, ale nad nim unoszą się polityczne realia ponadustawowego bezprawia. Owe ustawowe prawo jest wprawdzie uchwalane w dosyć osobliwy sposób i w zadziwiającym tempie, ale i tak ostatecznie podstawowe znaczenie mają pozaprawne i ponadustawowe dyrektywy płynące z tzw. centralnego ośrodka dyspozycji politycznej. Ponadustawowe bezprawie nie musi od razu oznaczać rażącej niesprawiedliwości, wystarczy że oznacza pewną arbitralną sferę wolną od prawa i już to samo w sobie rodzi poważne zagrożenie dla praworządności.
Co najmniej dwie przykładowe wypowiedzi rządzących mogłyby świadczyć o tym, że prof. Woleński ma całkowitą rację.
Pierwszą z nich sformułował premier Mateusz Morawiecki w pamiętnym wywiadzie dla Deutsche Welle udzielonym brytyjskiemu dziennikarzowi Timowi Sebastianowi 16 lutego 2017 roku. Stwierdził tam jednoznacznie, że prawo nie jest najważniejsze, ważniejsza od prawa jest sprawiedliwość. Wprawdzie nie sprecyzował, co rozumie pod tym ostatnim pojęciem, ale biorąc pod uwagę cele tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości łatwo się domyślać. W gruncie rzeczy chodziło mu o tę samą retorykę, jaka się stała udziałem jednej z bohaterek filmu „Sami swoi”: „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.
Druga z opinii nie jest wprawdzie aż tak bezpośrednia, przeciwnie – jest wyjątkowo pokrętna, ale przez to staje się jeszcze bardziej niebezpieczna w warstwie potencjalnych skutków. Wyznacza bowiem pewną przestrzeń ustawowego prawa w formie udrapowanej pozorami zasady, ale jednocześnie znosi wszelkie granice dla arbitralnej politycznej sfery ponadustawowej. Chodzi o następującą wypowiedź prezydenckiego ministra prof. Krzysztofa Szczerskiego z 10 sierpnia 2018 roku:
„Organy państwa działają na podstawie i w granicach prawa. Jeżeli ktoś wykracza poza, to nie ma zakazu działania poza granicami prawa, ponieważ jest nakaz działania w granicach prawa. Nie ma przepisu prawnego zakazującego działania poza prawem, bo jest nakaz działania w ramach prawa”.
Dyskusja wokół tzw. ustawy kagańcowej to tylko pokłosie tej specyficznej „filozofii” ustawowego prawa i ponadustawowego bezprawia. Za poetą chciałoby się więc powiedzieć, że reszta jest milczeniem. Ale nie, nie jest, jest raczej krzykiem, jaki musi wywołać przeszła, teraźniejsza i przyszła rzeczywistość wyznaczana tą odwróconą formułą Radbrucha.
Jerzy Zajadło
*profesor nauk prawnych, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Członek Polskiej Akademii Nauk