Od nowego roku wzrośnie cena papierosów i alkoholu. Mniejsza o papierosy, popatrzmy na alkohol, bo tu tradycja znacznie dłuższa.
Pijany budżet towarzyszył nam od pokoleń. Co prawda II Rzeczpospolita nie była pijanym państwem, chociaż do anegdoty przeszły pijatyki artystów i oficerów, ale PRL już na wódce stała. Pito na potęgę, bo tego towaru nigdy nie brakowało, a rzeczywistość była szara nawet za Gierka. Jaruzelski wprowadził słynną 13:00, od której można było sprzedawać alkohol, ale to był tylko komunistyczny pic na wodę: swoim w sklepach zawsze sprzedano, a swoich były tabuny.
Za III RP PARPA (Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych) osiągnęła pewne sukcesy, bo wprowadzono ćwiartkę ustawową (dla nieświadomych rzeczy – zamiast ćwierci litra sprzedaje się dwusetki).
Rozpowszechniły się jednak „małpki”. Wszędzie się je znajdzie. I parę miesięcy temu odwołano prezesa PARPY, który od kilkunastu lat pełnił tę funkcję. Ale, ale, to nie była kara za rozwielmożnione pijaństwo (bo pijemy więcej niż za Gierka), to tylko minister zdrowia „utracił zaufanie” do prezesa.
O co poszło? Niby nie wiadomo, ale jak głosi stare powiedzenie amerykańskich adwokatów, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Były prezes chciał zlikwidować „małpki” i sklepy nocne z alkoholem. A to wpłynęłoby na 500+ i nie dlatego, że trzeźwiejsi obywatele mniej by… Po prostu dochód z akcyzy byłby mniejszy, a przecież rządzący chcą akcyzę podnieść, żeby dorobić na społeczne przekupstwo.
Podobno „małpka” będzie o złotówkę droższa, a z wyższą akcyzą jeszcze droższa. Tylko pytanie, czy spity obywatel będzie jednak mógł zarobić na te 500+.
Jakub Tau
