Ostatnie dni pokazały, że pośpiech w sprawach wysokiej wagi niczemu dobremu nie służy, a także najzwyklej zabiera czas, bo wszystkie czynności trzeba zrobić jeszcze raz, i to z większą uwagą. Angielski poeta, Aleksander Pope, ujął to przed trzema wiekami w wersie: „Głupcy pędzą tam, gdzie boją się wejść aniołowie”. To zestawienie gorących głów działających na przyziemnej niwie i rozsądku bytów metafizycznych daje całkiem wiele do myślenia. Kto wie, czy nie jest ono godne wypisania nad drzwiami niejednej kolegialnej instytucji. Nie tylko w Anglii…
Na tej samej sesji Sejmu, podczas której padły słowa o „mordach zdradzieckich” i „kanaliach”, zapisane wieczyście w sejmowym protokole z 18 lipca (str. 165), uchwalone zostało również nowe prawo wodne i powołana instytucja centralna „Wody Polskie”. Nieznany twórca (urzędnik, pasjonat żeglarstwa, a może poseł?) tej lakonicznej nazwy dla urzędu, zapewne ktoś pisujący pasjami wiersze, położył na łopatki Mickiewicza opiewającego w „Lirykach lozańskich” „wodę wielką i czystą”, nad którą „grom ryknął”. Nasz NN poświęcił swój błysk natchnienia wodom narodowym, w odróżnieniu od wieszcza piszącego o obcych wodach Jeziora Lemańskiego. Już choćby z tych przyczyn godzi się zawołać: „Autor! Autor!”. Byłoby niedobrze, gdyby został w ukryciu, wprost przeciwnie – powinien się jak najszybciej ujawnić i wypłynąć na szerokie wody uznania. Nam zaś pozostaje jeszcze czekać, któż to stanie na czele „Wód”, zwłaszcza, że będzie to nominacja, a nie dobór w konkursie. Idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby to stanowisko objął ów ktoś pisujący..
Jednym z ważniejszych tematów obecnej publicystyki jest analiza relacji prezydent Duda – minister Ziobro. Miast dołączyć do komentatorów, wolę wspomnieć o czymś, o czym żaden z wcześniej wymienionych – mając na uwadze ich dotychczasowe zabieganie – najpewniej po prostu nie wie (jeśli jestem w błędzie, niech to sprostują ich rzecznicy prasowi). Otóż, jak wiadomo, prezydent odbył w maju wizytę w Etiopii i odwiedził tamtejszą montownię polskich „Ursusów”. Nasze media nie zająknęły się słowem, że w tym tak odległym kraju aż do lat 60. XX wieku długoletnim i cenionym wykładowcą prawa na stołecznym uniwersytecie w Addis-Abebie i sędzią tamtejszego Sądu Najwyższego był Polak, Witold Grabowski. Zanim trafił na emigrację do Etiopii, był znaczącą postacią w przedwojennej Polsce jako minister sprawiedliwości w latach 1936-39, które to stanowisko objął w wieku niespełna czterdziestu lat. Wcześniej dał się poznać podczas procesów brzeskich jako gorliwy prokurator. Jeden z ówczesnych podsądnych, Adam Pragier, napisał o nim po latach, że „wyglądał jak amant filmowy, a może bardziej jeszcze jak gigolo z dancingu na Riwierze. Tak musiał wyglądać Bel Ami u progu swojej kariery. Widać było, że w tym procesie dostrzega wielką szansę swojego życia”. I dodał: „Omylił się tylko co do czasu jej trwania”. Ot, ludzkie losy…
*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”