Wyrok Izby Pracy Sądu Najwyższego z dnia 5 grudnia b.r. stwierdzający, że tzw. Krajowa Rada Sądownictwa jest organem politycznie zależnym, Izba Dyscyplinarna SN nie jest zaś w ogóle sądem w rozumieniu przepisów unijnych jest z całą pewnością orzeczeniem słusznym, realizującym wskazania TSUE. W standardach państwa demokratycznego wyrok nie mógł być inny.
Jednakże Polska – o czym pisałem wielokrotnie – od lat nie spełnia już kryteriów demokratycznego państwa prawnego, za to wiele cech ustrojowych wskazuje na tendencje autorytarne i absolutystyczne. W takim położeniu faktycznym naszego kraju wyrok SN jest wręcz rewolucyjny; a pamiętać należy, że stanowi zaledwie preludium do odwrócenia skutków dewastacji sądownictwa, jakiej dokonuje PiS.
Wydaje się jednak, że euforia niektórych jest przedwczesna, o czym poniżej
Co właściwie stało się 5 grudnia? Otóż Sąd Najwyższy podsumował w sposób jednoznaczny całokształt pisowskiej „reformy sądownictwa”, jaka od czterech lat dokonuje się w polskiej rzeczywistości. Sąd Najwyższy związany wskazaniami TSUE precyzyjnie, wręcz punktowo wyłożył, dlaczego zmiany w wymiarze sprawiedliwości dokonywane przez PiS są tak niebezpieczne dla obywateli.
Ujmując rzecz najprościej: SN słusznie stwierdził, że za sprawą pisowskich eksperymentów obywatelom odbiera się konstytucyjne prawo do sądu (art. 45 ust. 1 Konstytucji). Sąd, o jakim mowa w przepisie konstytucyjnym ma być niezależny od wpływów politycznych, a – ogólnie rzecz biorąc – nie jest.
Sędzia sprawozdawca Bohdan Bieniek skrupulatnie wyjaśnił w ustnych motywach rozstrzygnięcia, co kierowało Sądem Najwyższym w wydaniu takiej właśnie oceny polskiego stanu wymiaru sprawiedliwości. Podkreślono, że członków KRS wybrano w sposób nieprawidłowy, albowiem po pierwsze wybierającym był Sejm, po drugie, w efekcie tegoż wyboru aż 23 z 25 członków organu, który ma strzec niezależności sądów i niezawisłości sędziów przed wpływami (nieraz podstępnymi) władzy ustawodawczej i wykonawczej, zostało wybranych właśnie przez jedną tych władz (albo ustawodawczą, albo wykonawczą).
Sędzia Bieniek stwierdził, że nie można tracić z pola widzenia także istotnych nieprawidłowości, jakie powstały przy wyłanianiu „sędziowskiej” części KRS. Zauważył, że istotne wątpliwości rodzą się w związku z wycofaniem przez kilku sędziów poparcia dla jednego z kandydatów do KRS, a także podkreślił, że listy poparcia były podpisywane przez osoby będące w pewien sposób zależne od kandydata. SN wytknął KRS, że nie realizuje ona swoich elementarnych obowiązków, w ciągu dwóch lat bowiem nie zajęła żadnego stanowiska, nie podjęła ani jednej uchwały w materii wzrastającej fali postępowań dyscyplinarnych wszczynanych wobec sędziów za ich działalność orzeczniczą, a więc należącą do istoty sprawowanego zawodu.
Wniosek 1: KRS nie jest organem niezależnym od władzy ustawodawczej i wykonawczej
Gdy idzie o Izbę Dyscyplinarną powołaną w SN przez PiS, to SN w sposób wyjątkowo radykalny ocenił, że tworu mieniącego się Izbą Dyscyplinarną, żadną miarą nie można uznać za niezależny. Wynika to tak z okoliczności faktycznych, jak i prawnych. Do okoliczności faktycznych zaliczyć należy niedopuszczalne, a jednak oczywiste związki towarzyskie pomiędzy sędziami orzekającymi w Izbie Dyscyplinarnej a przedstawicielami władzy wykonawczej. Do okoliczności prawnych zaliczyć zaś należy przede wszystkim to, że nowa izba w całości została obsadzona osobami powołanymi przez KRS. A jak wiadomo, KRS nie jest – zgodnie z treścią orzeczenia – organem niezależnym.
Wniosek 2: Izba Dyscyplinarna nie jest w ogóle sądem w rozumieniu prawa unijnego
Jak wczorajszy wyrok SN wpłynie na rzeczywistość? Pytanie to jawi się jako zasadnicze, albowiem wyroki bezskutkowe są po prostu niepotrzebne. Odpowiadając, jestem głęboko przeświadczony, że w zakresie legislacji nic się nie zmieni. Obecny obóz rządzący nie wygasi, tym bardziej pod naciskiem znienawidzonego SN, dwóch organów kluczowych dla „reformy” sądownictwa, czyli KRS i Izby Dyscyplinarnej. To z kolei oznacza, że przepaść w wymiarze sprawiedliwości będzie się poszerzała i pogłębiała, być może nawet w tempie o wiele szybszym niż dotychczas.
Wczorajszy wyrok z całą pewnością nie wpłynie na postępowanie władzy. W tym sensie jest on bez znaczenia. Natomiast orzeczenie to ma kolosalne wprost znaczenie dla sędziów.
Takie stwierdzenie nie powinno dziwić, gdyż to właśnie do sędziów w uzasadnieniu w sposób bezpośredni i zdecydowany zwracał się SN. Nie można zapomnieć, że wykładnia prawa unijnego dokonana przez TSUE wiąże w sposób bezwzględny wszystkie kraje członkowskie, w tym naturalnie wszystkie organy i sądy tych krajów. To zaś znaczy, że skutkiem wyroku Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu z 19 listopada 2019 r. jest tzw. kontrola rozproszona. W ramach tej kontroli sędziowie nie tylko mogą, ale mają obowiązek badać, czy w sprawie, która rozpoznawana jest przed sądem (zarówno wielkim sądem apelacyjnym w stolicy, jak i sądem rejonowym w prowincjonalnym miasteczku), zrealizowane są wszystkie wymogi, które gwarantują, że rozprawa odbywa się faktycznie przed sądem niezależnym.
Odnosząc treść wyroku TSUE np. do kazusu sędziego Pawła Juszczyszyna, należy stwierdzić, że nie tylko nie popełnił on żadnego proceduralnego błędu, usiłując zbadać, czy KRS obsadzona jest w sposób poprawny, ale zachowanie jego nosi wszelkie cechy postawy modelowej i jak najbardziej pożądanej.
Rzecz jasna nie oznacza to, że problemy sędziego Juszczyszyna, jak i np. sędziego Markiewicza właśnie się skończyły. Spodziewam się osobiście, że rzecznik dyscypliny będzie miał wczorajsze orzeczenie w głębokim poważaniu i z tym większym poczuciem heroizmu będzie ścigał tych wszystkich sędziów, którzy ośmielą się realizować wyrok TSUE we własnym zakresie. Przypominam, że w bliskim czasie pojawi się projekt ustawy, której zadaniem będzie wdrożenie instrumentów represji karnej wobec sędziów, nawet w postaci bezwzględnego pozbawienia wolności za stosowanie prawa „na własną rękę”.
Uważam, że wczorajszy wyrok SN ponagli jedynie PiS do wprowadzenia w życie ustawy represyjnej wobec sędziów, o której wspominam wyżej.
Z wielu natychmiastowych publikacji, wpisów, komentarzy, wywnioskowałem, że sędziowie zachłysnęli się wyrokiem SN, jako orzeczeniem, które przynosi im wybawienie. Były to reakcje w pełni zrozumiałe, aczkolwiek emocjonalne i afektywne. Emocje i afekty zawsze zaś przesłaniają trzeźwy osąd rzeczywistości. Stąd postanowiłem z moim artykułem, moją oceną, wstrzymać się aż do dziś i opublikować ten tekst po dogłębnym przemyśleniu sprawy.
Otóż stoję na stanowisku, że sędziów czekają właśnie teraz czasy wyjątkowo ciężkie. Co prawda SN dał im wczoraj niezwykle potężny instrument (kontrola rozproszona – o której wyżej), lecz od nich wyłącznie zależy, czy znajdą w sobie tyle woli, aby z niego z odwagą korzystać.
Najpierw cała kwestia zacznie dotykać sądów dyscyplinarnych. Wyrok SN jasno stwierdza, że nie mogą one kierować spraw sędziowskich przewinień do Izby Dyscyplinarnej SN jako sądu II instancji, gdyż ta Izba w ogóle nie jest sądem. Przyjmijmy, że sądy dyscyplinarne dostosują się do wyroku SN. Wówczas wytrącą rządzącym z ręki bicz na sędziów, którego ci rządzący tak ochoczo w ostatnim czasie używali. Ta sprawa wydaje mi się prosta do rozwiązania. Po prostu, jeżeli do Izby Dyscyplinarnej zacznie wpływać coraz to mniejsza liczba spraw „sędziów niepokornych”, wówczas jej znaczenie najpierw zmaleje, a potem stanie się żadne.
O wiele większy problem związany jest z KRS. Jeżeli ktoś uważa, że po wyroku (zarówno TSUE, jak i SN) zakończy ona swoje działania, to myśli naiwnie. Osobiście jestem przekonany, że KRS nadal będzie wyznaczać kandydatów na sędziów i przedstawiać te kandydatury prezydentowi RP, a ten bez mrugnięcia okiem będzie wskazanych sędziów powoływał na urząd.
Chyba że jakimś cudem kandydaci sami przestaną się zgłaszać na wakujące stanowiska, co wydaje się absolutnie nierealne.
W tym momencie szczególnego znaczenia nabiera wyrugowany chyba z dzisiejszej (nowoczesnej) filozofii prawa – termin: sumienie sędziego. Właśnie od wczoraj każdy z sędziów w swoim sumieniu będzie musiał zdecydować, czy w trosce o zapewnienie obywatelom konstytucyjnego prawa do sądu, decyduje się dokonywać kontroli rozproszonej, do jakiej upoważnił go w swoim wyroku SN?
Jeśli sędziowie z pełną powagą przyjmą wczorajszy wyrok SN, jak i listopadowe orzeczenie TSUE, wówczas nie można wykluczyć, że będzie to początek, dopiero początek, żmudnego i trwającego przez lata przywracania do normalności kształtu polskiego wymiaru sprawiedliwości. Sąd Najwyższy wyposażył sędziów w broń wielkiego rażenia, broń, która może służyć powstrzymaniu ferowania wyroków przez te organy, które nie powinny i nie mogą być uznawane w rozumieniu prawa unijnego za sądy, gdyż obsadzone są osobami wybranymi przez aktualną KRS.
A zatem nadchodzący czas należy potraktować jako czas wielkiej próby sędziów. Rezultat tej próby ujawni czy sami sędziowie rozumieją, co naprawdę oznacza uczestnictwo w jednej z trzech władz, władzy sądowniczej, działającej wobec władzy ustawodawczej i wykonawczej wyłącznie na zasadzie ścisłej separacji.
Przemysław Leszek Lis
*Autor studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, specjalizując się w dziedzinie prawa karnego materialnego i procesowego. Odbył także studia z zakresu psychiatrii sądowej i seksuologii sądowej na Faculté de Droit at Université Jean Moulin Lyon 3 w Lyonie (Francja). Od roku 2014 jest członkiem honorowym Association Internationale De Droit Pénal — Paris (Międzynarodowe Towarzystwo Prawa Karnego w Paryżu). Obecnie jest studentem studiów doktoranckich III stopnia (prawo karne) na WSPiA Rzeszowska Szkoła Wyższa w Rzeszowie.