Znamy z nieodległej historii przypadki stosowania nowoczesnych narzędzi medialnych w polityce – wystarczy wspomnieć na rolę przemycanych do Iranu w latach 70. kaset magnetofonowych z kazaniami przebywającego na wygnaniu Chomeiniego (pisał o tym Kapuściński w „Szachinszachu”). Mamy też przykład najnowszy, którego nie przewidział nawet klasyczny podręcznik Cialdiniego o wywieraniu wpływu na ludzi. Dowiedzieliśmy się mianowicie, że można za pomocą serialu komediowego przymusić prezydenta dużego kraju do określonego zachowania natury politycznej np. do zawetowania ustawy. Autorem tej śmiałej tezy jest pracownik naukowy Akademii Sztuki Wojennej. Absurdalność pomysłu dr. Targalskiego spowodowała, że odcięły się od niego, i to publicznie, władze szkoły. Nam jako podatnikom pozostaje w takim razie oczekiwać, że rektor-generał w ślad za tym obetnie swemu cywilnemu podwładnemu premię. Niekoniecznie frontalnie, może to zrobić cicho, po partyzancku…
Na podobnej niwie medialnej rozegrały się rozterki wicepremiera Gowina. Po znanym głosowaniu „za” z jego udziałem, przy którym oblicze polityka zdawało się mówić coś wręcz przeciwnego, po fali krytyki i wyrzuceniu ze „Znaku”, stwierdził po kilku dniach, że jest obecnie mocny jak uprzednio i, co więcej, zna już przyczynę ataków na siebie. Odkrycie to, skromnie przypisane dociekliwym współpracownikom, sprowadza się do stwierdzenia, że była to „klasyczna akcja prowadzona przez firmy komercyjne specjalizujące się w promocji w mediach społecznościowych jakiegoś produktu”. Ta jednoznaczna wypowiedź sugeruje ni mniej ni więcej, że primo ktoś za to wszystko zapłacił, secundo musiał istnieć jakiś sztab, tertio a jak był sztab, to musiał mieć szefa. W oczekiwaniu na rychłe wyjaśnienie kto, komu i ile płacił, skoro już zostało przywołane pojęcie „klasycznych akcji”, warto dzięki temu przypomnieć sobie pewnego księcia ze szkolnej klasyki. Hamlet, jak wiemy, dawał wyraz swym rozterkom po cichu, po partyzancku, ale w żadnym wypadku nie udzielał wywiadów…
Od niedawna wiele się mówi o Narodowym Instytucie Wolności, który ma koordynować funkcjonowanie wszystkich organizacji pozarządowych w Polsce. Sprawy przygotowawcze zaszły już bardzo daleko, gdyż rząd przyjął projekt ustawy i skierował do sejmu. Nie wchodząc w szczegóły, zaczynam od skrótu nazwy tworzonej instytucji: NIW. Proszę sobie to głośno odczytać… Wszak stąd tylko jeden krok do… niwelacji. Jak szybko skłonić pomysłodawców do zmiany nieszczęsnej tytulatury przedsięwzięcia, znaczącej glajchszaltowanie i urawniłowkę? Jakie wybrać nowoczesne medium, by dotrzeć przynajmniej do ich współpracowników? Jestem w niemałym kłopocie, gdyż nie produkuję seriali komediowych. Spróbuję użyć poważnych łamów tego „Monitora”. Zobaczymy z jakim skutkiem…
*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”