Jest taki rodzaj kiełbasy, która zwie się „Jak za Gierka”, a paniusie, które wtedy miały po szesnaście, osiemnaście lat wspominają Edwarda z dreszczykiem i mruczeniem.
Ale mało kto wspomina epokę gierkowską jako wstęp do hiperinflacji, co prawda parę lat późniejszej. Dla przypomnienia: pojawiały się w prasie, papierowej – internetu jeszcze nie było – ogłoszenia „powracającemu sprzedam”. Po naszemu: sprzedam za dolary, marki (w przeliczeniu). Dlaczego? Bo inflacja już zaczęła hulać.
Dlaczego wspominam Gierka? Gdyż przeczytałem prorocze, chyba nieświadomie prorocze słowa minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigi Emilewicz, że rosnące ceny żywności rekompensowane są przez „rosnące wynagrodzenia i dochody dyspozycyjne gospodarstw domowych”. Podaję to za INN:Poland. Kto nie wierzy, niech sprawdzi: https://innpoland.pl/154553,minister-emilewicz-wzrost-cen-zywnosci-rekompensuja-wyzsze-wynagrodzenia.
Czyżby pani minister nie znała pojęcia inflacji? Sądząc po życiorysie zamieszczonym w Wikipedii musi je znać, przecież ta doktorantka Jagiellonki, stypendystka Oksfordu zajmowała się m.in. transformacją ustrojową Polski. A więc nie BMW – bierny, mierny, ale wierny, tylko ktoś, wobec kogo można zadać napoleońskie pytanie: co on umie.
Takie pytanie zadawano pod koniec PRL. Czyżby zbliżał się koniec epoki?
Jakub Tau