28 lutego 2017 roku, za zamkniętymi drzwiami biura Rzecznika Praw Obywatelskich odbyło się spotkanie polityków z przedstawicielami mniejszości muzułmańskich. W drugiej części spotkania głos zabrał Janusz Korwin-Mikke. W swojej niezbyt długiej wypowiedzi w pewnym momencie zrobił pauzę i – patrząc rozmówcom w oczy – stwierdził: „Żeby wygrać wybory, muszę robić seanse nienawiści wobec uchodźców”. Korwin-Mikke zadeklarował przy tym, że osobiście nie ma żadnego problemu z uchodźcami czy muzułmanami, ale system demokratyczny sprawia, iż stają się oni idealnym narzędziem budowania kapitału wyborczego dla jego ugrupowania. Słowa te są jednym z nielicznych przykładów otwartego i bezwstydnego przyznania się przez polskiego polityka do instrumentalnego wykorzystywania emocji – takich jak nienawiść czy strach – w komunikacji politycznej. piszą Paweł Cywiński, Filip Katner, Jarosław Ziółkowski w obszernej analizie „Zarządzanie strachem. Jak prawica wygrywa debatę publiczną w Polsce”,
Po transformacji 1989 roku, czyli w tak zwanej III Rzeczypospolitej, zarządzanie strachem było bardzo często wykorzystywane przez obóz prawicy, skupiony zazwyczaj wokół braci Kaczyńskich. Repertuar zagrożeń na zamówienie polityczne zmieniał się w zależności od potrzeby chwili. We wczesnych latach 90. ubiegłego wieku należały do tego zestawu takie zagrożenia, jak: „komuniści”, „postkomuniści”, „agenci wewnętrzni i zewnętrzni” oraz „żydzi”. W pierwszej dekadzie XXI wieku pojawiły się: „układ”, „agenci SB”, „żydowskie roszczenia”, „Niemcy wykupujący ziemię”, „korupcja” i „rywinland”. W drugiej dekadzie dołączyły „gender”, „muzułmanie”, „Arabowie”, „lewactwo”, „Soros” i wreszcie – „brukselskie elity”. W ostatnich latach z kolei „seanse nienawiści” skierowano wobec „Izraela”, „kasty sędziowskiej”, „uchodźców” oraz „ideologii LGBT”.
Zarządzanie strachem implikuje – poza oddziaływaniem politycznym – bardzo szkodliwe skutki społeczne. Przerażony człowiek dba zazwyczaj przede wszystkim o własne bezpieczeństwo. W konsekwencji, w obliczu strachu, zanika solidarność społeczna, a osobiste bezpieczeństwo staje się ważniejsze od dążeń do dobra wspólnego. Tym samym dochodzi do atomizacji i paraliżu społecznego. Jednocześnie odnotować można spadek zaufania do wspólnych wartości, takich jak praworządność czy demokracja.
Zarzadzanie strachem