W pewnym kraju działało radio, które nastawiało jedną grupę społeczną przeciwko drugiej, prowadząc nieustającą propagandę. Oto jej najważniejsze elementy:
1) Konstruowanie retoryki “my” kontra “oni”, prowadzone systematycznie i na poważnie, ale także przez wykorzystanie elementów humoru i muzyki popularnej.
2) Odczłowieczanie „ich”, na przykład przez ciągłe nazywanie „karaluchami”.
3) Ukazywanie jednej grupy ludzi (“my”) jako żyjących w poniżeniu i podporządkowaniu, a innej (“oni”) jako będących wyżej i dominujących nad „nami”.
4) Pogłębianie podziału przez mowę nienawiści, ukazującą „ich” jako złych z samej swojej niezmienialnej natury, a więc takich, którzy nie mają szansy na „poprawę” – dlatego trzeba “ich” usunąć ze wspólnoty.
4) Ukazanie „ich” jako „wewnętrznych zdrajców”, a więc tych, którzy tylko udają, że są tacy, jak „my”, podczas kiedy są obcy, potrafią się sprytnie maskować i przez to stanowią stałe zagrożenie dla „nas”.
5) Ukazanie „ich” jako agresorów dokonujących inwazji, a „nas” jako korzystających z prawa do samoobrony – a więc usprawiedliwianie przemocy, aby odeprzeć „ich atak”.
To radio nazywało się RTLM, działało w latach 90. w Rwandzie, i przyczyniło się do tego, że, jak pisali kronikarze, „sąsiedzi zwrócili się przeciwko sąsiadom, przyjaciele przeciwko przyjaciołom, a nawet krewni przeciwko krewnym.”
Minęło właśnie 25 lat od tego momentu – od ludobójstwa w Rwandzie, od trwającej 100 dni masakry, w czasie której Hutu wymordowali 800 tysięcy Tutsi, i w czasie której zgwałcono 250 tysięcy kobiet.
Istotną rolę w przygotowaniu tego ludobójstwa odegrały media, zwłaszcza Radio RTLM, które, jak później wskazywali oskarżyciele, „stopniowo rozprowadzało benzynę po kraju, aby pewnego dnia go podpalić”. Jak wspominają obserwatorzy, Hutu zabijający Tutsi często w jednej ręce nosili maczetę, a w drugiej odbiornik radiowy trzymany przy uchu.
Dziennikarze i właściciele RTLM zostali skazani przez międzynarodowe trybunały karne za podżeganie do nienawiści i ludobójstwa na dożywotnie i długoletnie (35 lat) więzienia. Te kary pokazują, że można być winnym tragedii nawet jeśli nikogo się własnoręcznie nie zabiło.
Zapytacie, po co przypominam o tych strasznych wydarzeniach. Przecież Polska to nie Rwanda, a dwa polskie plemiona, które zaczyna oddzielać coraz większy propagandowy rów, to nie Hutu i Tutsi. Oczywiście, że nie. Jest wiele różnic, choć prawdą jest, że wiele z nich to różnice pozorne, wynikające z naszego nieuzasadnionego, kolonialnego poczucia wyższości wobec ludów Afryki.
Nie jesteśmy Rwandą, ale elementy propagandy, które stosowało RTLM, stały się codziennością w naszych mediach i w wypowiedziach osób publicznych. Podział na „nas” i na „nich”, na „lepszy” i „gorszy sort”, odczłowieczanie – prowadzone na poważnie („odszczurzanie”, „zaraza”), i w formie niby-żartobliwej (animowane filmiki o ludziach opozycji, którzy są nakręcanymi lalkami). Oskarżanie o zdradę, o knucie i jątrzenie, o niezmienialne, genetyczne zło, dziedziczoną niepolskość, konieczność usunięcia poza wspólnotę. Wreszcie usprawiedliwianie przemocy – przez haniebne słowa o „zrozumieniu” dla niej, a ostatnio zachęcające do przemocy słowa, że ludzie grożący komuś śmiercią mają prawo wziąć sprawy w swoje ręce.
Skoro nie jesteśmy Rwandą, dlaczego media publiczne prowadzą propagandę, która tak bardzo przypomina Radio RTLM? Dlaczego wciąż rozlewają po kraju benzynę, twierdząc oczywiście, że niczego nie chcą podpalić?
Nigdy więcej Rwandy. Nigdy więcej nawet jednego promila Rwandy gdziekolwiek. Nigdy więcej odczłowieczenia, nastawiania jednych przeciwko drugim, usprawiedliwiania przemocy.
I pamiętaj, dziennikarzu, hejterze i polityku: jeśli rozlewasz benzynę, nie wykpisz się tłumaczeniem, że ktoś inny rzucił zapałkę.
Korzystałem z tekstu: The Media as a Tool of War: Propaganda in the Rwandan Genocide, by Matthew Lower and Thomas Hauschildt. 9th May 2014, Human Rights and Conflict Resolution, Issue 2, No. 1.
Marcin Matczak
*Tekst pochodzi z blogu UR (www.marcinmatczak.pl)