Po ujawnieniu wysokości nagród dla członków rządu, minister Sasin oświadczył był, że „nie jest naszą polityką jakaś władza bizantyjska”. Dlaczego właśnie te, tak odległe, czasy stały się punktem odniesienia? Mógł przecież wskazać na współczesnych bogaczy: Juszczenkę czy Putina… Czyżby Jacek Sasin sądził najzwyklej, że Polacy przy obecnym poziomie czytelnictwa – 60% dorosłych w ciągu roku nie tknęło książki – aż tak dobrze znają powikłane losy wschodniego cesarstwa? Wolne żarty… Pewno chciał skrytykować brak umiaru w przywilejach, i to można zrozumieć, zgoda…
Cóż, kiedy jednak zachodzi zbieżność innego rodzaju między dawnymi obyczajami nad Bosforem i współczesnymi nad Wisłą, o której minister dobrze wie, bo z zawodu jest historykiem. Otóż wiadomo, że władcy dawnego Bizancjum pojawiali się na ulicach zapamiętale uczestnicząc w publicznych procesjach. Dokładnie o to samo chodzi teraz w naszej stolicy…
Minister Dera w przeddzień Dnia Kobiet uskarżył się w radio nad losem prezydenckiej żony, której mąż musi miesiąc w miesiąc płacić za nią ubezpieczenie społeczne. W swym wywodzie wykorzystał zarazem modną obecnie w kręgach władzy skłonność do przyznawania najróżniejszym podmiotom (np. państwu) zdolności chwilowego znikania, a nawet całkowitej anihilacji – stwierdził bowiem, że w sensie prawnym pierwsza dama w ogóle nie istnieje, a skoro tak, to nie można jej płacić pensji, etc. Po czymś takim można mniemać, że status prezydenckiej małżonki wyrośnie na kluczowe pytanie w przyszłym konstytucyjnym referendum. Wtedy każdy się swobodnie wypowie: Kowalski, Kowalska, Nowogrodzka – będzie się o co spierać i szarpać…
Nowomowa ma się całkiem dobrze, czego dowodem są terminy: „ubóstwo energetyczne” i „niepodległość cyfrowa”. Niewiele czekać, aż pojawią się kolejne skrzydlate słowa w rodzaju „okupacji smogowej” i „niewolnictwa komunikacyjnego”. To nie wszystko, gdyż oprócz tworzenia neologizmów „Newspeak” lubuje się w opacznym przedstawianiu zdarzeń lub ich sensu. Oto przykład z ostatnich dni…
Po wybraniu nowej KRS z oczywistym pogwałceniem konstytucyjnego zapisu o czteroletniej kadencji tego organu (art. 187), natychmiast zabrał głos minister sprawiedliwości, stwierdzając, że „dziś udało się przywrócić demokratyczny podział władzy w Polsce”. Dokonawszy drobnej, a zarazem oczywistej, korekty w słowie „przywrócić” („e” zamiast „y”), pozostaje mi przyznać mu świętą rację.
*Marian Sworzeń ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – niedawno ukazała się jego nowa książka pt. „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje. Ludzie. Słowa”
Szanowny Panie, ubóstwo energetyczne nie jest żadną nowomową. Jest – zjawisko jak i sam termin – znany w Europie od dekad. Tylko u nas zaczęto go używać dosłownie kilka miesięcy temu na określenie problemu, którego ludzie z dawna doświadczali, ale nie wiedzieli, że przymarzanie zimą to nie jest normalna kolej rzeczy.
Słowo nie musi być nowe, żeby mogło być zaliczone do nowomowy. Ten ostatni termin oznaczać może nie tyle tworzenie całkiem nowych słów i połączeń wyrazowych, co opaczne użycie wyrażeń już istniejących, nadawanie im nowego sensu dla manipulowania umysłami ludzi. W takim sensie nowomowa występowała u Orwella.