– Mamy stan w którym te demonstracje będą z całą pewnością kosztowały życie wielu ludzi!- wrzeszczał z mównicy sejmowej J. Kaczyński.
Prezes, a obecnie „siłowy” wicepremier, nie pierwszy raz wścieka się publicznie. Robi to za każdym razem, kiedy coś, cokolwiek nie idzie po jego myśli. Ale do tej pory o przelewie krwi, który grozi Polsce, mówiła opozycja: skoro Kaczyński podzielił Polskę, to można spodziewać się wojny domowej. Trochę to przesadzone, ale podyktowane troską o Polskę.
Cóż, PiS o takie myślenie trudno podejrzewać. Działania wielu członków tej partii podyktowane są raczej troską o własne dobro (głównie materialne) i obawą przed odsiadką. Sam prezes, a zarazem nadwicepremier może bać się czegoś innego: samotności. Póki działa, póki się szamoce, póki ma zajęty dzień, a czasem zarwaną noc (sobie i innym), póty czuje, że żyje.
To wszystko może skończyć się przez najbliższe wybory. Taka nieprzyjemność zdarza się politykom najczęściej raz na cztery lata.
Więc niech narodowcy bronią kościołów, niech szkolą się w strzelaniu z ostrej amunicji.
To może okazać się przydatne. Przecież żyjemy w czasach zarazy. I tak jest nas coraz mniej.
Jakub Tau